Czas oczekiwania i przygotowań dobiega końca. Pozostało 10 dni do startu „Mojego Maratonu”. Maraton Lubelski jest mój, bo to w nim debiutowałem, w mękach i bólu, upale i wilgoci, ale to od niego zaczęła się ta jazda z bieganiem długodystansowym. Maraton Lubelski jest mój, bo Lublin to moje rodzinne miasto. Mam nadzieje, że nie przydarzy mi się nigdy to, że nie będę mógł pobiec w tym maratonie. Głupio nie biegać w domu, jak jest okazja.
Przygotowania
Do tej edycji biegu nie jestem przygotowany, tak dobrze jak do poprzednich. Nie mam w nogach optymalnej ilości kilometrów. Ba, nie mam nawet zadowalającej ilości kilometrów. Wszystko spowodowane zmianami w moim życiu jakie miały miejsce w ostatnim półroczu. Przeprowadzka na wieś i wiele, rzeczy jakie musiałem ogarnąć przy tej okazji oraz narodziny #MyLittleLeo trochę wywróciły mój rytm dnia i życia do góry nogami. Musiałem sporo rzeczy na nowo poukładać. Mam nadzieje, że teraz się uda i przygotowania do jesiennej części sezony będą lepsze.
W okresie przygotowawczym jeszcze na jesieni miałem nadzieje, że wśród startów pojawi się jakiś półmaraton, ale niestety na planach tylko się skończyło. Całe szczęście był Cykl Dych do Maratonu, który zapewnił monitoring formy. Trzecia i Czwarta Dycha do Maratonu to wskaźnik formy, progres mimo słabego treningu był, a spokojne biegi pokazują, że szybkości i wydolności za dużo nie straciłem.
Ostatnie długie wybieganie z jednej strony było udane, bo przebiegłem 24 km w dobrym tempie, które pozwoliłoby na osiągnięcie wynik około 3h45′ podczas Maratonu. Z drugiej jednak zakończyło się skurczem mięśnia i koniec treningu przed czasem. Optymistycznie brzmi to, że przed każdym maratonem coś takiego mi się zdarza, a potem jest dobry wynik. Mam nadzieję, że i tym razem tak będzie.
Co do diety to znowu postawiłem na dietę bezmięsną. Lepiej się regeneruję i lżej się czuję nie jedząc mięsa.
Oczekiwania
Czas na oczekiwania dotyczące biegu. Plan jest prosty: Trzeba ten bieg przetrwać. Oczywiście, żeby wstydu nie było muszę utrzymać wynik poniżej 4h. Będzie to wynik zadowalający podobny do zeszłorocznego, i to już będzie plan miniumum. Plan idealny to czas zbliżony do czasu z Warszawy w okolicach 3h45′. Wszystko pomiędzy tymi wynikami będzie mnie zadowalało.
Trasa jest na tyle ciężka, że nie ma sensu w obecnej mojej dyspozycji walczyć o lepszy wynik. Ilość podbiegów w zasadzie pozostała bez zmian tyle, ze odpadła mordercza góra na ul. Kosmowskiej, a w jej miejsce będzie dość długi podbieg na ulicy Poligonowej i Bohaterów Września.
Od startu planuję trzymać się grupy z pacemakerem na 3h45′ i utrzymać się z grupą przynajmniej do ulicy Diamentowej. Choć ideałem by było trzymać się z grupą i na Jana Pawła, bo w grupie łatwiej będzie walczyć z tym wzniesieniem.
A co po Maratonie?
Czeka mnie lato z CrossFitem i atak na 3h30′ podczas 38. PZU Maratonu Warszawskiego. Doszedłem do wniosku, że jeśli mam dalej poprawiać czasy i trochę popracować nad siłą to CrossFit będzie dobrym uzupełnieniem moich treningów biegowych. Dostanę łomot raz, drugi i pewnie kilkanaście razy, a na jesieni będzie dużo lepsza forma fizyczna.
Jeszcze w maju czeka mnie półmaraton w Chełmie, który idealnie pasuje do zakończenia sezonu 2015/2016 w moim cyklu.
A przy okazji jeszcze proszę Was o wsparcie dla wilków i mojego biegu w Maratonie Warszawskim, a wsparcie możecie wyrazić finansowo o →tu←