W zeszłym roku to był mój maratoński debiut. Mordercze warunki atmosferyczne w połączeniu z brakiem doświadczenia nie ułatwiały pokonania trasy. Po dobiegnięciu do mety ze łzami w oczach powiedziałem, że nigdy więcej i w ogóle za jakie grzechy!
Wynik 4h34′ napawał dumą. Odpocząłem 5 minut zjadłem banana, dopiłem izotonika i powiedziałem do żony, że za rok nie będę biegł z wózkiem, a tydzień później byłem zapisany na 35. Maraton Warszawski 🙂 Prawie rok po debiucie w Maratonie był to 3 mój bieg w maratonie. Cel wyznaczony: przebiec i przeżyć bieg (prawie) górski maraton, zakładany czas 3h55′.
Trasa

Trasa dość ciężka, dużo podbiegów. Osobiście przed biegiem nawet mi się podobała. W trakcie przygotowań do startu przebiegłem niemal każdy fragment trasy.
Opis biegu
1-4 km
Trasa wąskimi uliczkami, ale daliśmy radę. Fajny pomysł, żeby maraton zawitał w te rejony miasta.
5-8 km
Al. Racławickie długi prosty odcinek wzdłuż Parku Saskiego, kawałek mojej codziennej ścieżki biegowej. Teraz w dół Lesława Pagi do Głębokiej. W drodze na Czechów w duży zbieg z Sikorskiego, a potem piękny podbieg ul. Ireny Kosmowskiej. Nadałem tej górce nawet imię-określenie, Bitch. Zabiłem ją już kilka razy, ale maraton to co innego.
9-15km
Rodzinne strony. Czechów. To tutaj rozpoczęła się przygoda z bieganiem, trasa maratonu przez najbliższe 6-7 km to moje ścieżki, znam na pamięć.
16-21km
Bardzo „urokliwe” miejsca, wizytówka miasta raczej średnia, ale dobre miejsca do biegania. Przemysłowa część miasta. Pojawiły się pierwsze oznaki zmęczenia.
22-25km
Droga Męczenników Majdanka pod górę, ale nie ekstremalnie ten etap kilka razy pokonałem w okresie przygotowań. Skręt w lewo w Krańcową w dół do Browarów Perły… tu powinien być wodopój 🙂 Niestety na tym etapie uciekła mi grupa z pacemakerem.
26-31km
Znowu mało urodziwe miejsce w mieście, ale perspektywa mety była coraz bliższa. Diamentową w dół, żeby zaraz zaliczyć podbieg lekki, ale zawsze i znowu w dół. No i ściana… kolano trochę zaczęło boleć, ale udało mi się rozruszać.
32-35km
Najgorszy odcinek maratonu. Al. Jana Pawła II ciągnęła się w nieskończoność i ta góra na wysokości Gęsiej… wrrr!! Ten etap niestety bardziej przeszedłem niż przebiegłem. Brak siły. Nie pomagał ani cukier, ani banany, ani izotoniki. No i minął mnie pacemaker biegnący na 4h00′. Już wiedziałem, że się nie uda zrealizować celu.
36-40km
Kolejna długa prosta al. Kraśnickimi. To już blisko. Przypomniało mi się hasło motywacyjne z PZU Maratonu Warszawskiego – Ból to twój najlepszy przyjaciel.
41-42km 195m
Prosta na Racławickich i meta… Bolało. Ostatnie 6-7 kilometrów pół na pół biegi marsz, ale 41 kilometr przez centrum miasta już trzeba było przebiec. Ostatecznie czas 4h13’14” i 307 miejsce w kategorii OPEN. W kategorii wiekowej M30+ miejsce 103. W sumie mogę być zadowolony. Trasa była naprawdę bardzo wymagająca. Zawody ukończyło 609 osób wszystkim gratuluję.
Organizacja biegu
Porównując I Maraton Lubelski i 35. Maraton Warszawski, było dużo nauki, choć i tak było świetnie zorganizowane. Po przebiegnięciu II Maratonu Lubelskiego stwierdzam, że praca domowa odrobiona nawet lepiej niż dobrze. Wolontariusze pracowali naprawdę świetnie. Trochę słabo, że trzeba biegać z samochodami, ale nasze miasto inaczej by nie funkcjonowało. Wielkie dzięki wszystkim, którzy nas wspierali na trasie.
Wyniki do sprawdzenie pod tym linkiem.
Będzie bolało dopiero jutro!