Każdy biegający, kiedyś usłyszał pytanie: Po co biegasz? Kiedyś już pisałem o tym, co mnie daje bieganie. Ale za co lubię bieganie maratonów? Co w tym lubić? Dla kogoś kto nigdy tego nie doświadczył nie jest to oczywiste.
Przygotowania
Cały okres przygotowawczy do maratonu to setki kilometrów, hektolitry potu to tak na prawdę kwintesencja całego biegania. Podczas przygotowań właśnie trzeba znaleźć w sobie pokłady energii, siły i motywacji, żeby potrafić to później przełożyć podczas biegu na maratońskiego. Trzeba rozbiegać buty, poznać swoje limity, przetestować żele, batoniki.

Stres przed startem
Kilka dni przed startem dopada mnie stres. Ale nie taki paraliżujący, a taki, który zmusza do myślenia o biegu… Mam w nogach już 12 biegów maratońskich, a stres przed startem pojawia się za każdym razem. Teraz jest inny niż za pierwszym razem, ale dalej mnie dopada. Całe szczęście! Bo to fajne uczucie.
Walka ze sobą
Kiedy biegnie się ponad dwie godziny męczy się nie tylko ciało, ale też głowa. Kiedy ciało się poddaje i mówi, że dalej już nie może trzeba biec głową. Wizualizując sobie metę, wyznaczam cele na krótsze odcinki i pojawiają się myśli o zatrzymaniu się czy przejściu w marsz. Właśnie wtedy przekraczam wszystkie granice, które podczas przygotowań poznałem, które wydawały mi się nie do pokonania. Pokonanie mitycznej ściany to właśnie element walki ze sobą, kiedy mijam 35 kilometr i wiem, że to już z górki przychodzi trochę więcej siły.
Atmosfera podczas biegu
To chyba główny powód dla którego biegam maratony w Warszawie. Atmosfera i doping na trasie niosą biegaczy jak na skrzydłach do mety. Kiedy słyszy się motywujące okrzyki, brawa to trudniej się poddać. Doskonałym przykładem tej atmosfery był ostatni punkt odżywczy w 6 Maratonie Lubelskim, to wydarzenie które będzie mieszkało w mojej głowie do końca życia.
Łzy w oczach na ostatnich metrach
Nie wiem czy to wzruszenie czy radość z tego, że moja męczarnia się kończy. A może jedno i drugie. Może to żal, że na następny taki bieg muszę czekać kilka miesięcy.
Uczucie bycia pozytywnym wariatem
Bo tylko ludzie z pozytywnym zakręceniem mogą przebiec maraton i się z niego zasłużenie cieszyć na mecie. Przez wszystkie moje dotychczasowe biegi maratońskie spotkałem tysiące osób na trasie, a na palcach jednej ręki mogę policzyć te negatywne osoby. Może to brak siły, a może poziom endorfin to nie mit? Bieganie maratonów to właśnie bycie pozytywnym wariatem!

Ulga za meta
Kiedy wpadam na metę maratonu czuję radość, że dałem radę i no, że to nareszcie upragniona meta. Mimo, że uwielbiam te biegi to osiągnięcie mety to marzenie przynajmniej przez ostatnie kilometry.
Duma
No co? Osiągając metę takiego biegu jak maraton trzeba czuć dumę. Dumę z dobrze wykonanej pracy podczas przygotowań i podczas samego biegu. Dumę z tego, że się nie poddało mimo wielu takich myśli na trasie.

A Wy co lubicie w Maratonach, półmaratonach, dychach czy piątkach?