Gdzie są nasze odruchy?

·

Tekst miał być o czymś innym, ale sytuacja jaką zastałem jadąc samochodem natchnęła mnie na napisanie tego tekstu. Zdarza mi się to już kolejny raz w zasadzie nawet w tym samym miejscu.
Kilka miesięcy temu jadąc samochodem zauważyłem leżącgo na chodniku człowieka, a wokół pełno ludzi, bo targ, bo sklep, bo przystanek. Nikt na gościa nie zwrócił uwagi z wyjątkiem mnie i gościa, który jechał samochodem przede mną. Okazało się, że ten leżący na ziemi człowiek jest chory na cukrzycę, po kilku różnych operacjach nawet nie był w stanie powiedzieć, gdzie mieszka. Zastanawia mnie ile czasu musiałby tam leżeć, żeby się ktoś zainteresował.

Dzisiaj sytuacja była o wiele bardziej łagodna, ale równie wymowna. Na jednej z uliczek przejeżdżałem obok młodego chłopaka, któremu ewidentnie zepsół się wysłużony samochód. Nie mógł sobie bidula sam poradzić z zepchnięciem go na jakieś miejsce w którym nikomu by nie przeszkadzał. Niestety po raz kolejny zauważyłem, że w takich sytuacjach nie ma na kogo liczyć. Nawet ludzie, którzy przechodzili obok nas pchających zdechnięte auto nie kwapili się, żeby pomóc tylko się patrzyli jak się męczymy przepychając ważący 1,5 tony samochód przez garb spowalniający zainstalowany na jezdni.

Czy pomoc komuś w takiej sytuacji to jest naprawdę taki wielki wysiłek? A co by było gdyby to wam się zepsuło auto? Po raz kolejny ręce mi opadły. Chyba, że to ja jestem jakiś dziwny?