Jak przetrwać spadek formy? | 3 PZU Maraton Lubelski

·

Wczoraj wspólnie z moimi sparing partnerami wybraliśmy się na długie wybieganie. W planie było około 30 kilometrów. Podobną trasę przemierzyliśmy zimą i było całkiem fajnie, świetny trening przed maratonem. Trasa usłana podbiegami, zbiegami i długimi prostymi odcinkami.

Kenijczycy - Moi sparingpartnerzy
Kenijczycy – Moi sparingpartnerzy

Niestety to, co mi się przytrafiło wczoraj, przytrafiło mi się również w ubiegłym roku. I to w tym samym momencie przygotowań. Choć nie korzystam z żadnego programu treningowego to dokładnie na cztery tygodnie przed maratonem lubelskim długie wybieganie kończy się bólem, łzami i spadkiem sił.

Ostatnie długie wybieganie

Wczoraj podczas biegu na 20 kilometrze złapał mnie skurcz w łydce, spadł mi poziom energii i dopadł mnie straszliwy głód. Niestety nie na bieganie. Obolały przebyłem jeszcze marszobiegiem około 8km, bo musiałem doczłapać do domu.

Oprócz tego miałem źle zasznurowany but, a po przebiegnięciu tych 20 kilometrów stopa trochę opuchła i się odgniotła. Jeszcze dzisiaj czuję lekki ból w lewej stopie. „Genialnie” wszystko się układa na te 28 dni przed maratonem. Można powiedzieć, że z formą trafiłem na miesiąc przed startem. Po ostatnim tak długim, zaplanowanym biegu jestem na tyle obolały, że start w ostatniej Dysze do maratonu nie zapowiada się na rekordowy, jak planowałem. Mój start w tym biegu jest nie zagrożony, ale nie będę próbował pokonać trasy 10 km szybciej niż mój rekord życiowy (42’11”).

Nastrój po treningu

Jeszcze dzisiaj rano miałem trochę mieszane uczucia, co do startu w maratonie. Wczoraj byłem nawet przerażony, bo nie byłem w stanie pokonać w zadowalającym tempie połowy dystansu maratońskiego. Miałem myśli, że może by odpuścić sobie bieganie dystansów dłuższych niż półmaratony. Zbyt dużo siły mnie kosztował ten trening. Zbyt dużo siły fizycznej. Zbyt dużo siły psychicznej. Ostatnie 8 kilometrów tego treningu to mordęga. Spotkałem mityczną ścianę, odbiłem się od niej i potłukłem niemiłosiernie o twarde podłoże. Nic nie miałem z Jedi, który przeskakuje ścianę i ma ją w… dupie. Ta ściana okazała się dla mnie nie do pokonania.

Dzisiaj popołudniu jednak poszedłem po rozum do głowy. Przecież taki spadek formy to zwiastun jej wzrostu! Nie ma co się łamać tylko trzeba zacisnąć zęby i dalej walczyć. Przecież nie padłem tam w szczerym polu i nie dzwoniłem po pomoc tylko zacisnąłem zęby i marszobiegiem, ale zawsze jakiś element biegu dotarłem do domu. Nie poddałem się całkiem.

I właśnie to jest klucz do pokonania maratonu dla biegacza amatora. Każdego maratonu. Nawet lubelskiego. Nawet jeśli wpadnę na ścianę, odbiję się od niej i padnę na glebę to muszę się podnieść i walczyć dalej.

Za 28 dni o tej porze będę już szczęśliwym posiadaczem trzeciego medalu Maratonu Lubelskiego, bo nawet jeśli trasa mnie pokona i nie wykonam swojego planu to metę przekroczę. Bo mogę to już śmiało napisać bez zbędnej skromności. JESTEM MARATOŃCZYKIEM! Tego nikt i nic mi już nie odbierze. A my maratończycy się nie poddajemy!

Także tego… 10 maja będę walczył mimo spadku formy dzisiaj!

I zapraszam na jutrzejszą Playlistę Biegową.