Nie miałem w planie takiego postu, ale to, co biegacze z Lublina piszą na forach czy grupach na Facebooku skłoniło mnie do napisania takiego posta. Mam medium, które mogę wykorzystać to je wykorzystam do chwalenia siebie i organizatorów i krytykowania siebie i organizatorów.
Wyniki
No w tym sezonie się nie popisałem, ale to dlatego, że miałem na głowie trochę inne rzeczy niż dobry trening. Żadna wymówka, ale nie koncertuję się tylko na wynikach w bieganiu. Przede wszystkim, chcę mieć fun. Najważniejsze, że jest zauważalny progres w stosunku do drugiej i trzeciej dychy, a przecież głównie o to chodzi w cyklu, żeby obserować progres w przygotowaniach do głównej imprezy jaką jest 4. PZU Maraton Lubelski.
Pierwsza Dycha to bieg zachowawczy, bo tydzień przed maratonem w Warszawie nie chciałem szarżować i nie biegłem na 100%. Choć wynik 44’33” nie był zły to jednak wiedziałem, że stać mnie było na lepszy.
Druga Dycha to bieg po okresie roztrenowania po maratonie w Warszawie i baaardzo małej ilości kilometrów. Wynik 46’08” na miarę możliwości i nie mogłem być niezadowolony, wstydu nie było.
Trzecia dycha to nocny swobodny bieg bez żadnych oczekiwań, bez wariactw w zasadzie tylko na zaliczenie, a wynik 46’21” jednak trochę rozczarował, bo biegło się całkiem dobrze. Słabszy wynik zwalam na to, że nie byłem odpowiednio przygotowany fizycznie do tego biegu.
Czwarta dycha to najlepszy bieg w tym cyklu, biegło się dobrze, lekko i 44’32” na mecie to dobry prognostyk przed Maratonem i dalszą częścią sezonu.
Organizacja
Organizacja biegu to ciężki temat, wiem o tym i wiele rzeczy jestem w stanie wybaczyć, a nawet zrozumieć. Niestety są też rzeczy, które są zbyt trudne do zaakceptowania i takie, które są nie do zaakceptowania. Żeby nie było to jest też parę plusów od których zacznę.
Plusy
Największym plusem jest to, że te biegi w ogóle są, bo wiem, że było ryzyko, że ich nie będzie. Cykl czterech dych jest świetnym pomysłem i mam nadzieje, że nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby rezygnować z tej formuły.
Sporym plusem jest też nie wygórowana opłata startowa, choć i do najniższych nie należy, ale, co by nie mówić to jednak koszt takiego biegu musimy pokryć również i my biegacze.
Muszę napisać, że organizacja punktów odżywczych również nie odbiega od standardów, które są satysfakcjonujące. Nie zdarzyło mi się, żeby wolontariusze nie byli przygotowani albo punkt nie posiadał przygotowanej dla biegaczy wody.
Ciągłe pomysły, które mają przyciągnąć nowych biegaczy, jak biegi dla młodzieży, choć bez medali to już nie to samo. Czy odrobine nieudolnie wprowadzanie stref czasowych to mimo wszystko dobry kierunek i mam nadzieje, że doprowadzimy to wspólnie do perfekcji.
Minusy
Dbanie o bezpieczeństwo biegaczy. Pierwsza uwaga i moja główna od samego początku, od pierwszego Maratonu. Ruch samochodów i autobusów na trasie biegu. Serio, to jest coś, co nie powinno występować w biegach o takiej skali. Bierzmy przykład od najlepszych i wyłączmy ruch podczas biegu! Skandaliczne jest, że podczas biegu muszę uważać na autobus wyjeżdżający z zatoki czy jadący tuż za moimi plecami. Bez jaj! Nie możemy też przy 1300 biegaczy biec wąskim pasem ścieżki rowerowej, kiedy obok jeżdżą samochody. To był strzał w stopę.
Druga uwaga o bezpieczeństwie to wąski, kręty start. Kiedy startowało nas 400 osób to dało się nad tym zapanować, ale przy skali ponad 1000 osób z różnym tempem to już jest niebezpieczne. Przypuśćmy, że ktoś ze środka stawki upadnie na starcie i boom inni nie będą tego wiedzieć, będą napierać i tragedia gotowa.
Trzecia uwaga o bezpieczeństwie to strefa mety. Znowu, przy obecnej skali taki krótki wąski odcinek, gdzie organizatorzy głównie skupiają się na tym, żeby biegnący oddali chipa to szansa na kolejne niebezpieczne sytuacje. Dobra wiem, że na Globusie się nie da, bo mamy pewne ograniczenia, ale przy pozostałych biegach takiego ograniczenia nie ma.
Teraz będę się pastwił nad pakietem startowym. Super, że są jakieś gadżety od sponsorów, bo od tego się nie da uciec, a zawsze to jakiś gratis. Ale „czopki” na kontuzje to trochę porażka. Lepiej już dodać izotonik, batonik lub po prostu browara (w sumie to też izotonik). Ulotki od sponsorów i partnerów to stały element i tego też się nie da przeskoczyć, a możemy się dowiedzieć obiegach, imprezach czy restauracjach. (ulotek się nie czepiam, są spoko).
Ostatnia rzecz do jakiej się przyczepię to pomiar czasu. Niby wszystko ok, ale coraz więcej głosów słyszę, że są jakieś niezgodności. Podczas Czwartej Dychy sam tego doświadczyłem i mogę potwierdzić rozbieżności. Wbiegając na pierwszą matę na zegarze widniało 45’00”, a w oficjalnych wynikach widnieje 45’08”. Niby tylko 8 sekund, ale niesmak jest.
Mam nadzieję, że organizatorzy wysłuchają mnie jak i innych biegaczy o zastrzeżeniach do biegów, a to co dobre dalej będą kontynuować i rozwijać. Przecież i w naszym interesie i w interesie organizatorów jest to, żeby nasze lubelskie biegi się rozwijały i dołączyły do najlepszych w Polsce, Europie i Świecie. Mamy potencjał do osiągnięcia tego.