Wściec się można… tym razem przeszkodził w planach zwyczajny brak czasu. Nie pomaga też smog nad miastem, a na wsi mogę biegać tylko w weekendy. Tydzień zakończyłem na raptem dwóch, ale bardzo dobrych treningach. Piąty Maraton Lubelski startuje za 91 dni, a te 91 dni minie błyskawicznie.
Niedzielne 10
Sprawnie pokonana dycha bez żadnych przerw to zawsze wielka frajda. Trasa na 10km to ostatnia moje ulubiona ścieżka. Są trzy lekkie podbiegi, piękne widoki i mały ruch drogowy. Ten niedzielny trening to średnie tempo 4’51″/ km na trasie z różnicą wysokości w okolicach 51m. Najszybszy był ósmy kilometr, bo tempo biegu wzrosło do 4’40”. Te dychy przywracają wiarę w powodzenie rewanżu.
Miejska szóstka
Drugi trening przypadł na wtorek. Wybrałem się na sześć kilometrów szybkiego biegu po mieście. No wszystko byłoby fajnie oprócz tych cholernych świateł drogowych i smogu. Biegło mi się dobrze do czwartego kilometra, gdzie okazało się, że nikt nie odśnieżyl chodników i zrobiła się skorupa z lodu. Średnie tempo tego biegu 4’35″/km, a mogło być jeszcze lepsze, gdyby nie ten lód.
Co mi grało
Wnioski
Muszę znaleźć sposób na zwiększenie ilości treningów. Następny tydzień to powrót na treningi CrossFitowe i bieganie po mieście. Mam nadzieje, że wszystko wejdzie na właściwe tory.