Wczoraj nastąpił mój i Kasi debiut na meczu siatkarskiej reprezentacji Polski. Emocji było tyle, że nie wiem nawet jak to opisać.
Mecz oglądaliśmy prawie z poziomu płyty boiska.
Niesamowita oprawa imprezy zrobiła na mnie takie wrażenie, że nie wiem czy będę mógł oglądać teraz mecze w telewizji. Hymn śpiewny a capella musi paraliżować przeciwnika.
Pierwsze dwa sety meczu praktycznie bez historii. Chłopaki przy pomocy cheerleaderek tańczących po stronie Irańczyków zmiażdżyli przeciwnika. Kolejne dwa sety to był horror dla kibiców. Trzeci set niemal wygrany przegraliśmy na przewagi tracąc cztery punkty z rzędu, na domiar złego straciliśmy naszego kapitana Michała Winiarskiego. Kibice żegnali go okrzykami „Dziękujemy”. Czwarty set to zastój naszej gry, nic nie szło jak trzeba.
Tie – Break to już jest inna historia. W decydującym secie było wszystko, emocje, rozpacz, radość, potem znowu rozpacz, a na koniec niesamowita radość. W telewizji jak teraz to oglądam to jednak nie to samo. Emocje w hali było 1000 razy większe, a poziom decybeli na lotnisku to biblioteka w porównaniu do Atlas Areny. To co się działo w hali podczas końcówki tie-breaka jest nie do opisania. Walka, nerwy, a mój głos został już chyba na stałe w Łodzi.
Lepszego meczu na pierwszy mecz na jakim byłem nie można było wybrać. Jako kibic reprezentacji wolałbym szybkie 3:0 i do domu, ale jako kibic w Atlas Arenie chciałem dokładnie tego co dostałem. Było genialnie i nie wiem czy jakaś impreza to pobije… no może pobiłby wygrany mecz finałowy w katowickim Spodku 🙂
Trzymaj się Winiar!
Dzięki chłopaki za takie emocje, a szczególnie dziękuję Oskarowi Kaczmarczykowi.