Nasz nowy dom to jednak przyciąga wahania nastrojów… Jak tylko w maju zaczęliśmy planować naszą przeprowadzkę pisałem, że doświadczyliśmy emocjonalnego rollercoastera. Dziś doświadczamy tego ponownie.
Za pierwszy razem chodziło o finansowy aspekt naszego przedsięwzięcia. Najpierw wydawało się, że damy radę. Za pięć minut już rady mieliśmy nie dać. Następna godzina przyniosła kolejną zmianę, żeby za chwilę znowu było słabiej. Na wieczór okazało się, że jednak się uda.
Dziś chodzi o przeprowadzenie remontu. Wiem, że każdemu kto buduje nowy dom czy remontuje już zbudowany zdarzają się różne historie. Jedni opowiadają, że nie mogą się doczekać na zamówione drzwi, okna, meble, panele czy drewno lub inne tego typu materiały niezbędne do przeprowadzenia remontu. Inni mają przygody jeśli chodzi o pracowników robiących remonty, że się nie da, że pijani, że znikają, że wynik nie jest taki jak chcieli.
Nasz problem jest inny… każdy, kto miał robić nasz remont miał inną wymówkę, żeby jednak go nie zrobić. Bo brak czasu. Bo za mało roboty na 5 ludzi. Bo muszę wyjechać z kraju. Nic tylko płakać i załamać ręce. Już straciłem nadzieję, ale zadzwonił telefon. Pan który miał wyjechać jednak nie wyjechał i w sumie może przyjechać zobaczyć ile będzie miał pracy. Kamień z serca. Tylko czy na pewno się uda? Boję się myśleć…
Pozostaje tylko mieć nadzieję, że tym razem się uda i nie będziemy musieli już długo czekać na przeprowadzkę i organizowanie życia na wsi. Za każdym razem wyjeżdżamy stamtąd później i żałujemy, że musimy wracać do miasta. Któregoś pięknego razu po prostu zostaniemy i nie będziemy wracać.