Tag: Bieszczady

  • Sierpniowa wyprawa motocyklowa w Bieszczady

    Sierpniowa wyprawa motocyklowa w Bieszczady

    Tydzień po powrocie z Bike Week Łeba 2022 ruszyliśmy w podróż ponownie. Kolejnym celem była sierpniowa wyprawa motocyklowa w Bieszczady. Trudny, ale przede wszystkim długi powrót znad morza wcale nie odstraszył mnie od kolejnego wyjazdu. Bieszczady to zawsze dobry kierunek na wyprawę.

    Droga w Bieszczady

    Trasę wybraliśmy podobna do tej z wiosny. Z Lublina wyjechaliśmy rano w kierunku Biłgoraja drogą numer 835. Wysoka temperatura pod koniec sierpnia to ostatnio norma, ale ta podczas drogi w Bieszczady to przesada, która została przebita tylko podczas powrotu z tego wyjazdu, ale o tym później.

    Droga 835 na odcinku w województwie lubelskim była prawie ukończona, ale wahadełek nie uniknęliśmy. Niestety na odcinku podkarpackim było znacznie gorzej. Kilka razy musieliśmy się zatrzymywać na światłach, ale to ostatnio nawet wyczekiwane podczas naszych tripów. Kierowaliśmy się w stronę Dynowa, gdzie mieliśmy po raz pierwszy przekroczyć San.

    Po drugiej stronie Sanu

    Przejechaliśmy mostem nad Sanem i wjechaliśmy na jedną z najlepszych tras jakimi jeździłem. Wzdłuż Sanu w kierunku wsi Ulucz i Dobra. Piękna droga z góry, a później aleją miedzy starymi drzewami. Ten widok wrył się w pamięć i ciężko wyobrazić mi sobie teraz inną drogę w Bieszczady.

    Wyjeżdżając z Dobrej w kierunku Mrzygłodu ponownie przejeżdżamy nad Sanem. W Mrzygłodzie skręcamy w lewo i ponownie nad Sanem w stronę Tyrawy Wołoskiej. Tu nawierzchnia jest mieszana, raz jest wyremontowana, żeby przez następne kilka kilometrów znowu wymagała od nas mijania wielkich dziur.

    W Tyrawie Wołoskiej skręcamy w prawo w kierunku… gór Słonnych. Genialnych serpentyn. 4 zakręty w górę i 10 niesamowitych w dół. Zazwyczaj jest tu sporo motocyklistów na ścigaczach, bo można naprawdę nisko zejść na kolano, ale mnie mnóstwo radości sprawiło zwyczajne przejechanie tych zakrętów. Widoki to sprawa drugorzędna.

    Kiedy zjechaliśmy już na dól i dojechaliśmy do wsi Załuż skręciliśmy w lewo w kierunku Leska. Droga na tym odcinku to prawdziwy trip przyodowy. Pierwszy kilometr był remontowany i pełny luźnych kamieni, później droga nie pamiętała remontu i była potwornie dziurawa, a przed samym Leskiem była już tylko kręta. W Lesku krótka przerwa na schłodzenie się i ruszyliśmy w dalszą drogę.

    Za bramą Bieszczad

    Lekko już zmęczeni drogą i upałem przejechaliśmy San po raz kolejny na moście w Huzelach. Jazda po Wielkiej Petli Bieszczadzkiej to zawsze przyjemność. Ruch na trasie nie był zbyt duży, można było w pełni korzystać z uroków tej drogi. problemy z nawierzchnią były dopiero na wyjeździe w Cisnej, bo tu zaczął się remont.

    W Wetlinie zatrzymaliśmy się w naszym ulubionym Starym Siole na obiad. Po obiedzie pojechaliśmy dalej w kierunku Zatwarnicy. W Brzegach Górnych zjechaliśmy z Pętli w kierunku Dwernika. Jazda droga wzdłuż rzeki to jedna z moich ulubionych tras w Bieszczadach, pełna zakrętów i zjazdów. W Dwerniku kolejnym moście na Sanie, skręciliśmy już w kierunku Zatwarnicy. Ostatnie kilometry drogi były już ciężkie, ale bardzo przyjemnie się jechało.

    Beniowa

    Na pierwszy rzut poszła ścieżka do Sianek, a jak się później okazało tylko do Beniowej. Z Zatwarnicy wyruszyliśmy przez Dwernik do Dwerniczka, gdzie wjechaliśmy na krótki moment na Pętlę, gdzie w Stuposianach skręciliśmy do Mucznego. Świetna droga pod górę, a później od Tarnawy Niżnej wzdłuż granicy z Ukrainą aż do Bukowca. W okolicach Tarnawy Wyżnej skończył się asfalt, a droga stała się kamienna. Przy zjeździe z góry znowu straciłem pewność jazdy, bo bałem się upadku.

    Z parkingu w Bukowcu poszliśmy w górę w kierunku Sianek. Bardzo lubię to miejsce, z którego widać zabudowania i tory po stronie ukraińskiej. Kiedy doszliśmy do Beniowej i zatrzymaliśmy się na jedzenie okazało się, że jest za gorąco dla Mrów, a do Sianek jest za daleko, żeby się tam wybrać. tym razem musieliśmy odpuścić.

    W drodze powrotnej wykorzystaliśmy strumień w Beniowej do schłodzenia się. Przy okazji od wschodu przyszła ciemna burzowa chmura, która przeszła co prawda bokiem, ale asfalt był mocno mokry.

    Wracając z wyprawy pojechaliśmy na obiad oczywiście do Wetliny. Powrót do Zatwarnicy o zmierzchu to było wyzwanie, bo jazda po drogach pod drzewami przy zapadającej ciemności do najłatwiejszych nie należy.

    Mała Rawka

    Kolejny cel podczas tego wyjazdu to rewanż na Małej Rawce za poprzednie wyjście w maju 2021. Poprzednio jak tu byliśmy pogoda nas nie rozpieszczała, a ja skręciłem nogę. Tym razem pogoda dopisała, może nawet za bardzo. Skróciliśmy planowany szlak i zeszliśmy do Przełęczy Wyżnej zamiast do Wetliny.

    Podczas powrotu z Małej Rawki Andrzej wybrał się na przeprawę przez bród na Dwerniku, co doprowadziło do awarii „Benka” i unieruchomieniu go na tydzień… musieliśmy po niego za tydzień wrócić…

    Wodospad Szepit

    Ostatniego dnia w Bieszczadach postanowiliśmy się nie ruszać nigdzie daleko, ale przejdziemy z Zatwarnicy dookoła Dwernika, aż do wodospadu Szepit. Był to dzień małych kryzysów. Mrówy nie bardzo współpracowały, upał doskwierał, a szlak był odsłonięty. Całe szczęście druga część wyprawy była przez las i była naprawdę ciekawa. Prawie 13 kilometrów pięknym bieszczadzkim lasem.

    Pętlą do domu

    W drogę powrotną do Lublina wyruszyliśmy niestety już tylko jednym motocyklem. Było bardzo gorąco, a w ubraniu motocyklowym to doznanie było spotęgowane. Jadąc Pętlą bieszczadzką do Leska jechałem w koszuli motocyklowej, ale nie był to dobry wybór, bo upał powodował senność. Z racji tego, że jechaliśmy w sobotę na drodze był dość duży ruch, ale mało motocyklistów, a tych na chopperach prawie w ogóle.

    z Leska do Przeworska

    W Lesku postanowiliśmy się na chwilę zatrzymać. Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy wypiłem napój energetyczny. Nie dałbym rady bez tego wrócić do domu. Koszulę schowałem i w dalszą drogę ruszyłem w samej koszulce. Nie pomogło to bardzo na komfot jazdy nadal było niesamowicie gorąco. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w podobnych warunkach jechał na motocyklu.

    Po minięciu Sanoka, skręciliśmy na drogę 835 w kierunku Lublina na znany szlak.

    Do Domu

    Droga od Przeworska to już całkowicie inny rytm jazdy. Było troszkę chłodniej, a jazda przy zachodzącym słońcu dawała masę przyjemnych doznań. W Biłgoraju na tyle się ochłodziło, że mogłem założyć koszulę i ruszyliśmy w drogę na ostatnie 100 kilometrów.

    Pierwszy raz podczas powrotu z Bieszczad nie zmokłem, ale za to było mi bardzo ciepło. Ostatnie kilometry już po zmroku robiły niesamowite wrażenie.

    Sierpniowa Wyprawa motocyklowa w Bieszczady

    Sierpniowa wyprawa motocyklowa w Bieszczady to w podsumowaniu sześć dni jazdy podczas której przejechałem około 1000 kilometrów. Genialne widoki, świetne drogi i sporo odpoczynku dla głowy. Bardzo lubię takie wyjazdy, gdzie nie trzeba się spieszyć, ani uciekać przed deszczem. Do tego perspektywa powrotu w Bieszczady tydzień później, która nie była kompletnie zaplanowana.


  • Beniowa

    Beniowa

    Jeszcze jedna… prawie nowość. Przez Beniową przechodziliśmy jak byłem pierwszy raz w Bieszczadach. To było… fenfnaście lat temu, a po Bieszczadach jeździły Łady Nivy, spało się w schronisku PTSM i połowy obecnych domów w Bieszczadach jeszcze nie było o asfalcie nawet nie wspominam.

    Z Wetliny pojechaliśmy serpentymi do Ustrzyk Górnych później dalej w kierunku Lutowisk i skręciliśmy na Muczne. Trzeba pojechać aż za Tarnawę Niżną, tam gdzie kończy się Polska i asfaltowa droga, gdzie jeżdżą wielkie ciężarówki z drzewami na naczepach po szutrowej nie równej drodze. Dojechaliśmy w końcu na parking w Bukowcu. Z parkingu do Beniowej jest około godziny spokojnego marszu.

    Beniowa to w zasadzie pozostałości po cmentarzu i ponad 300 letnia lipa, a to wszystko na szlaku do Sianek. Jest tu olbrzymi stół przy którym można zjeść kanapkę wypić kawę i ruszyć dalej lub odbić na południe szlakiem rowerowym, żeby wrócić do parkingu. Ta opcja to była dobra opcja na ostatni dzień w Bieszczadach, zwłaszcza, że znad Ukrainy nadciągała piękna czarna chmura.


  • Krywe

    Krywe

    Krywe to najczęściej przez nas odwiedzane miejsce. Dojście tam jest bajecznie proste, widoki i klimat miejsca jest niesamowity. Jak zwykle dojazd z Wetliny przez Brzegi Górne i Chmiel. Serpentynami między Wetliną, a Brzegami można jeździć w nieskończoność i się to nie znudzi.

    Sam szlak do ruin cerkwi w Krywem to łatwa do przejścia ścieżka, bez wielkich podejść i zejść, nawet za bardzo błota nie ma . Tylko jeden wielki spokój i cisza. Nowością od jakiegoś czasu w Krywem jest wielkie bobrowisko, ale mimo lornetki nie dostrzegliśmy jeszcze tam żadnego bobra.

    Droga powrotna to poszukiwania sklepu na „L” w celu zrobienia zaopatrzenia. Najbliżej wyszło, że jest w Ustrzykach Dolnych. Tym samym przejechaliśmy prawie połowę Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej. Z Ustrzyk do Wetliny, chcieliśmy pojechać przez Polańczyk i Buk do Dołżycy. Niestety nie poszło tak sprawnie jak zakładałem i utknęliśmy na serii… wahadełek.


  • Stary Łupków

    Stary Łupków

    Kolejna nowość na naszej mapie Bieszczad. Główną atrakcją miał być tunel kolejowy łączący Polskę i Słowację. Piszę miał być, bo nie wszyscy z naszej ekipy go zobaczyli na żywo.

    Dojechać z Wetliny do Starego Łupkowa można przez Cisną w kierunku Komańczy (jedną z moich ulubionych dróg). Po skręceniu na Nowy Łupków i odnalezieniu drogi do Starego Łupkowa wjechaliśmy na szutrową drogę. Stary Łupków to nic innego jak dwa gospodarstwa i wielki dworzec kolejowy, który wygląda na opuszczony.

    Szlak prowadzi do granicy ze Słowacją, a na styku granic rozwidla się. Po drodze jest zejście do tunelu, ale jest nie oznaczone, więc większość naszej ekipy minęła go tylko ja z Mrówami zeszliśmy, żeby go zobaczyć. Droga powrotna to dopiero była przygoda.

    Pierwszy raz w życiu zgubiłem się w górach. Niby wiedziałem, gdzie jestem, ale nigdzie nie było oznaczonego szlaku, który moglibyśmy dojść do stacji. Po drodze mijaliśmy ślady obecności bieszczadzkich zwierząt: saren, jeleni, rysi i… niedźwiedzia i to takie całkiem świeże ślady.

    ExactMetrics5

    W końcu odnaleźliśmy jakiś szlak koński, który w wycinanym lesie jednak się skończył i… znowu musieliśmy szukać ścieżki. Godzinę łaziliśmy po lesie, ale w końcu udało się wrócić na szlak.

    To była najlepsze przygoda jaka nam się trafiła. Będziemy częściej tak wędrować, bo ile można po tych samych górach łazić?


  • Sine Wiry

    Sine Wiry

    Kolejna nowość w naszym bieszczadzkim rozkładzie. Sine wiry są tak blisko naszej bazy wypadowej w Bieszczadach, i tak wiele razy przejeżdżaliśmy obok, że w końcu trzeba było tam pójść. Trasa na Sine Wiry to nic więcej jak spacer drogą po nie zbyt wymagającym terenie. Można tam dojść od parkingu w godzinę i posiedzieć na rzeką, która w tym miejscu przyspiesz na skałkach, a woda ma niesamowity, zimny kolor.


  • Połonina Caryńska

    Połonina Caryńska

    Pierwszy pełny dzień w Bieszczadach. Na pierwszy rzut poszła Połonina Caryńska. Zapamiętałem ją dużo krócej niż w rzeczywistości było. Mrówy jednak dały radę, mimo nie najlepszej formy.

    Wybraliśmy wejście z Ustrzyk Górnych i zejście do Brzegów Górnych. Trasa, która miała nam zająć 3h wyszła lekko dłużej, ale było warto. Poprzednim razem na Caryńskiej byłem jakieś 15(!) lat temu.


  • Droga w Bieszczady

    Droga w Bieszczady

    Droga w Bieszczady to dla mnie zawsze przygoda. Nawet jeśli trasę znam na pamięć to zawsze się cieszę na samą myśl. Planuję drogę, przystanki, a najczęściej i tak jest inaczej niż zaplanowałem. Tym razem trasa była dokładnie taka jak planowana, choć dodatki do tej trasy mnie znowu zaskoczyły.

    Droga w Bieszczady

    Wiadomo, że jak motocyklem to nie jedziemy krajówkami, a ty bardziej drogami ekspresowymi. Tym razem wybraliśmy trasę 835 z Lublina przez Biłgoraj i Przeworsk do Dynowa, gdzie wkroczyliśmy na nieznane nam tereny, bo wybraliśmy drugą stronę Sanu niż zazwyczaj.

    Trasa z Lublina do Biłgoraja momentami jest malowniczo położona, a momentami nudna jak nie wiem. Micha jednak za każdym razem się cieszy jak się jedzie w tym kierunku. Jak zwykle w trasie w Bieszczady musimy natknąć się na wahadła. Całe szczęście na 835 jest ich mniej niż w poprzednim roku, ale nadal tu są. Teraz remontuje się podkarpacki odcinek tej drogi między Sieniawą a Dynowem. Kilka razy musieliśmy sie zatrzymać na wahadłach, ale poszło sprawniej niż poprzdenio.

    Po drugiej stronie Sanu

    Kiedy już dotarliśmy do Dynowa skręciliśmy na wschód, a za rzeką była najpiękniejsza droga jaką jechałem. Wzdłuż Sanu przez Ulucz, Dobrą i Mrzygłód, gdzie ponownie zmieniliśmy stronę Sanu i udaliśmy ku nowej dla nas drodze. Celem były serpentyny w Słonnem, które robią zdecydowanie większe wrażenie niż Izdebki. Są bardziej malowniczo położone i dużo ciekawsze dla motocyklisty (i pewnie nie tylko). Następnie w Załużu odbiliśmy w kierunku Leska na najbardziej dziurawy odcinek trasy.

    W Lesku chwila przerwy na kawę i tankowanie, a następnie przez bramę Bieszczad, czyli most w Huzelach. Wielką Pętlą Bieszczadzką jechaliśmy już do samej Kalnicy mijając z naprzeciwka całą masę motocyklistów (można powiedzieć miła odmiana po poprzednim roku 😉 ).


  • Bieszczady – Wrzesień 2021

    Bieszczady – Wrzesień 2021

    Trzeci motocyklowy wyjazd w Bieszczady, żeby zobaczyć Bieszczady jesienią. Tym razem trochę inaczej niż poprzednio, bo drogę w Bieszczady pokonałem samotnie. Tradycyjnie jednak powrót z małymi przygodami. Będąc w Bieszczadach przeszliśmy szlak przez Połoninę Wetlińską i Bukowe Berdo. Odkryte Izdebki weszły już do zestawienia najpiękniejszych dróg, jakie widziałem.

    Droga w Bieszczady jesienią

    W drogę w Bieszczady, tym razem pojechałem sam. Jako najwolniejszy w całej ekipie na wyjazd wyjechałem około południa, a reszta ekipy miła jechać szybszą trasą DK19 i S19. Mieliśmy się spotkać zaraz za Sanokiem i razem przekroczyć bramę Bieszczad w Huzelach. Jak się okazało… szybsza droga nie byłą jeszcze szybsza (bo strategiczne fragmenty tej trasy dopiero miały być oddawane) niż trasa, którą ja wybrałem.

    Zaplanowałem jazdę trasą DW835 do Biłgoraja, później przez Leżajsk i Łańcut przez Izdebki do Sanoka. Trasa przepiękna, ale wiodła momentami drogami, które są bardzo lokalne. Wąskie ścieżki, mocno zniszczone nawierzchnie, ale warto było dojechać do Izdebek. Niesamowicie pokręcona droga, którą przejechałem 2-3 razy w tą i z powrotem. Trzeba było jednak zmierzać dalej w kierunku Sanoka na miejsce spotkania z resztą załogi.

    Kiedy dojechałem do miejsca spotkania okazało się, że mają opóźnienie ruszyłem w kierunku Krywego, gdzie mieliśmy nocleg. Samotna jazda przez Wielką Pętlę Bieszczadzką to było niesamowite doświadczenie. Uwielbiam tą drogę i mógłbym nią dojeżdżać do pracy.

    Do Krywego dotarłem po prawie 8 godzinach jazdy. Szybki przepak i w drogę do Wetliny na późny obiad w niezawodnym Starym Siole. To było nowe miejsce spotkania.

    Połonina Wetlińska

    Pierwszego dnia pobytu zjedliśmy śniadanie w Starym Siole i ruszyliśmy do Brzegów Górnych, gdzie zaczyna się szlak przez Połoninę. Podejście okazało się po raz kolejny dość ciężkie, było ciepło, a trudno było złapać oddech, bo forma nie byłą najwyższa. Po godzinie i 30 minutach dotarliśmy na górę.

    Pięknym szlakiem w kierunku Osadzkiego Wierchu, to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widziałem. Mijaliśmy wielu turystów, którzy siedzieli i po prostu patrzyli się na widok. Bardzo to budujące, że ludzie nadal to robią, a nie tylko lecą na zapalenie płuc od punktu A do B.

    Dalej przez Osadzki Wierch w kierunku Przełęczy Orłowicza. Stojąc na szczycie Osadzkiego Wierchu i patrząc na zachód można zobaczyć najbardziej bieszczadzki widok. Tak właśnie widzę Bieszczady jak je sobie wyobrażam. Kiedy doszliśmy na Przełęcz część ekipy poszła jeszcze na Smerek, a ja zostałem, żeby złapać oddech i odpocząć w pięknym miejscu.

    Zejście do Wetliny według drogowskazu zajmuje 2 godziny. My po 45 minutach byliśmy już na Manhatanie, a wcale nie zbiegaliśmy, bo niby po co mielibyśmy?

    Bukowe Berdo

    Trzeci dzień wyjazdu i drugi w Bieszczadach to wyjście na, które czekaliśmy 12 lat. Bukowe Berdo z Widełek do Ustrzyk Górnych. Ponad 20 kilometrów 1071, przewyższeń i piękne widoki. Ruszyliśmy z Krywego przez Wetlinę do Widełek, gdzie zostawiliśmy Keeway’a i pojechałem z Andrzejem odstawić samochód do Ustrzyk Górnych.

    Z Ustrzyk do Widełek dotarłem jako pasażer motocykla… to nie jest moje ulubione doświadczenie. Jechać na motocyklu i nie mieć wpływu na to, co się dzieje jest wysoce niekomfortowe. Okazyjnie mogę tego doświadczyć, ale bycie plecakiem to zdecydowanie nie dla mnie.

    Wchodząc trasą z Widełek idzie się przez większość czasu przez las. Wędrowanie przez las nie przysparza widoków, ale zawsze w Bieszczadach na jego końcu można spodziewać się czegoś, co zapiera dech. Warto się przemęczyć, bo po dojściu na Bukowe można zobaczyć tak piękny widok, że rekompensuje wszystko. Bieszczady jesienią prezentują się tu najlepiej. Po wejściu na Bukowe okazało się, że jest… bardzo zatłoczone. Byłem tam trzeci raz i jeszcze nigdy nie widziałem tylu turystów, różnej maści.

    Później schodami (!) w dół przez Przełęcz GOPRowską i podejście również pod schodach pod Tarnicę. Niestety to nie było bieszczadzkie doświadczenie. Pełno „turystów” pod wpływem alkoholu, głośnych i nie pasujących do klimatu. Szybko opuściliśmy Przełęcz Krygowskiego i udaliśmy się czerwonym szlakiem w kierunku Ustrzyk. Droga w dół był sporym obciążeniem dla kolan i po 6 godzinnym marszu dopadło nas znużenie.

    Ostatecznie po 7 godzinach i 15 minutach dotarliśmy do Ustrzyk Górnych. Musieliśmy jeszcze samochodem dotrzeć do Widełek po motocykle i mogliśmy ruszać na zasłużony „wegański” półmisek jagnięcy.

    Droga do Domu

    Droga powrotna przez Pętlę Bieszczadzką, Huzele, Sanok, Mrzygłód w kierunku Izdebek. Później przez Dynów, Łańcut i Leżajsk i Biłgoraj do domu. Wszystko szło pięknie do ostatnich kilometrów. W Lublinie jak zwykle złapał nas deszcz, a na 10 kilometrów przed domem okazało się, że śruba mocująca tylną zębatkę się ułamała i musiałem zrobić małą prowizorkę.

    Bieszczady jesienią

    Bieszczady jesienią są dla mnie najpiękniejsze. Tyle razy podróżowałem w Bieszczady i jeszcze nigdy nie zahaczyłem o Izdebki. Nie wiem jak to było możliwe. Samotna jazda to ciekawe doświadczenie, ale lepiej się jedzie w większej grupie. Myślę, że podróżowanie w grupie ma więcej klimatu.

    Mnóstwo kolorów w górach, piękna pogoda i te niesamowite trasy. Był to czwarty nasz tegoroczny wyjazd w Bieszczady, ale to nie było nasze ostatnie słowo. Bardzo bieszczadzki rok!


  • Podsumowanie 2021

    Podsumowanie 2021

    Nareszcie można zrobić podsumowanie 2021. Kto by się mógł spodziewać, że po takim aż tak dziwnym roku jak 2020 nastąpi jeszcze dziwniejszy rok 2021. Napięcie związane z Covid-19, brak stabilności z tym związany nie ułatwił powrotu do normalności. Do tego jeszcze doszło więcej historii związanych z pracą, szkoła zdalna i brak czasu na wiele rzeczy.

    Zdjęcie roku

    Podsumowanie 2021 - Bieszczady - Szeroki Wierch

    Podróże

    Ten rok stał zdecydowanie pod znakiem podróży. Odkuliśmy się za ich brak w roku poprzednim i to chyba z nawiązką. Motocyklem trzy wyjazdy w Bieszczady, jeden nad morze, a samochodem dorzuciliśmy jeszcze trzy bieszczadzkie wyjazdy. Dodatkowo sporo kilometrów po najbliższych okolicach na motocyklu i samochodem. Odwiedziliśmy miejsca, które są blisko, ale nigdy do nich nie dojechaliśmy z braku czasu albo świadomości, że to tak blisko. Zaczęliśmy jeździć drogami, które nie są głównymi szlakami, a przy okazji na nowo pokochałem serpentyny.

    Motocykl

    Motocykl to najnowsza zajawka. Świetnie się na nim czuje, a bycie w drodze to uczucie roku. Już po powrocie z trasy w głowie pojawia się myśl o następnej. Nawet jeśli motocykl sprawia problemy to jest bardzo ciekawe doświadczenie, bo większość rzeczy można naprawić samemu. Doskonale rozumiem wszystkich, którzy wsiąkają w kulturę motocyklową, serio. W związku z tą pasją wybrałem się nawet na zlot motocyklowy, dwie parady motocyklowe.

    YouTube

    W końcu wziąłem się za realizowanie filmów głównie z podróży. Na razie to bardzo proste filmiki z podróży, ale cały czas się rozwijam w tym aspekcie i bardzo mi się to podoba. Do tej pory widziałem tylko kadrami fotograficznymi teraz coraz częściej łapię się na tym, że to też może się ruszać. Zobaczcie czy Wam się spodoba i kliknijcie odpowiednie przyciski tam.

    Bieganie

    To największa porażka tego roku. Miałem 3 (trzy!) wyjścia na bieganie. Wszystko to przez zwyczajny brak czasu. Nędzne usprawiedliwienie, wiem, jednak na prawdę ten rok nie był łaskawy pod tym względem, zbyt dużo do ogarnięcia. Nawet nie da się zrobić podsumowanie 2021 z tym kilometrażem.

    Serial

    Podsumowanie 2021

    Serialem roku jest Yellowstone. 4 sezony pięknych widoków, klimatu slow, ale i przemocy i walki o ziemie. Bardzo ciekawi bohaterowie… nie którzy nawet bardzo creepy. Kevin Costner jest jak w swoim środowisku naturalnym. Jeden z najlepszych seriali, ever.

    W skrócie serial o właścicielu wielkiego rancza w Montanie, który próbuje utrzymać ziemię i zapewnić utrzymanie jej swoim dzieciom… opis przeciętnego westernu, ale to jest coś ponad najlepsze westerny.

    Płyta

    Podsumowanie 2021

    Moje odkrycie roku to zdecydowanie WaluśKraksaKryzys i jego album Atak. Genialne teksty, muzyka i poziom buntu, jakiego dawno nie słyszałem.

    Podsumowanie 2021

    W ostatnim roku było stanowczo za dużo stresu związanego z pracą. Mam nadzieję, że te najtrudniejsze rzeczy już za mną w tej materii. Było kilka fantastycznych wyjazdów, a czas spędzony w podróży to wielka odskocznia od tych stresów powyżej. Żałuje jednak, że nie znalazłem odpowiednio dużo motywacji w sobie i czasu do biegania.


  • Bieszczady – Czerwiec 2021

    Bieszczady – Czerwiec 2021

    Kiedy majowy wyjazd był udany to musiał nastąpić jeszcze jeden, tym razem czerwcowy wyjazd w Bieszczady na motocyklu. Zaraz po zakończeniu roku szkolnego wsiedliśmy w samochody i na motocykle i ruszyliśmy w kierunku gór. Przed nami było 7 dni jeżdżenia, łażenia i ładowania baterii.

    Drugi wyjazd w Bieszczady na motocyklu 125ccm

    Dzień #1 – Droga w Bieszczady

    Po poprzednim wyjeździe i walce z ruchem wahadłowym w okolicach Biłgoraju, tym razem postanowiliśmy ominąć ten fragment drogi 835. W Biłgoraju skręciliśmy w kierunku Szczebrzeszyna i przez Zwierzyniec, Józefów i Oleszyce obrać kurs na Jarosław.

    Jak zwykle z tą ekipą jechaliśmy na skraju chmury burzowej. W zasadzie od samego Lublina do Jarosławia, gdzie się wypogodziło. Burza, którą śledziliśmy wyrządziła spore spustoszenia we wsiach przez które przejeżdżaliśmy. Zalane piwnice, drogi i pola. Mijaliśmy pełno wozów strażackich jadących na interwencję.

    Drugi wyjazd w Bieszczady na motocyklu 125ccm

    Pogoda pozwoliła na relaks w drodze zrobiła się dopiero na Podkarpaciu. Dojeżdżając do Jarosławia jechaliśmy już w słońcu i dodatkowo po suchym asfalcie, nareszcie można było się w pełni delektować drogą. Kiedy minęliśmy Przemyśl, słońce już zaczęło zachodzić, a pierwsze bieszczadzkie serpentyny pokonywaliśmy już po zmroku.

    Ostatni etap naszej drogi od Uherców Mineralnych w kierunku jeziora Solińskiego pokonywaliśmy mocno lokalnymi, wąskimi drogami. Było to bardzo męczące doświadczenie zwłaszcza, że podczas tej drogi trzymałem się założeń, że nie będę używał GPS i musiałem mocno skupić się na utrzymaniu właściwego kierunku. Kiedy minęliśmy zaporę w Solinie musiałem się już poddać z analogową jazdą. Było bardzo późno i znalezienie naszej kwatery musiało pójść sprawnie… oczywiście nie poszło, ale to już inna historia.

    Po przejechaniu ponad 360 km dotarliśmy na miejsce.

    Dzień #2 – Krywe pierwsze starcie

    Pierwszy dzień w Bieszczadach to dla nas zawsze przetarcie. Postanowiliśmy się wybrać do jednego z moich ulubionych miejsc w Bieszczadach, czyli do Krywego. Prosty szlak, bez wspinania trzeba jedynie przejść spory kawałek asfaltem.

    Drugi wyjazd w Bieszczady na motocyklu 125ccm - Krywe

    Krywe to w zasadzie miejsce w którym kiedyś (czyli przed akcją Wisła) był wieś o tej nazwie. Dawniej miejsce tętniące życiem zamieszkane przez ponad 400 osób, teraz jest opuszczone, a po dawnej wsi zostały tylko ruiny cerkwi. Obecnie jest tu jedno gospodarstwo. Krywe jednak zachwyca spokojem i pięknymi widokami. Mało uczęszczane miejsce w sam raz dla kogoś kto szuka ciszy i samotności w Bieszczadach.

    Nasze wyjście jednak nie było do końca udane. Na początek przytrafiła się ulewa, ale taka wiosenno-letnia z całą masą wody. Jadąc na motocyklu zanim pomyślałem, żeby się zatrzymać i schować przed deszcze już byłem cały mokry. kurtka, spodnie i buty były kompletnie przemoczone, a deszcz padał dosłownie 3 minuty. Potem wyszło słońce i zrobiło się bardzo upalnie.

    Po przejściu 5km odcinka asfaltem moje Mrówy były tak wymęczone pogodą, że dalszy marsz nie miał sensu. Trzeba było wrócić po samochód i zawrócić. Tym razem pokonała nas pogoda.

    Dzień #3 – Krywe drugie starcie

    Następnego dnia stwierdziliśmy, że trzeba wziąć rewanż na szlaku do Krywego. Tym razem podjechaliśmy na parking w okolicach Krywego, a nie na ten przy kościele w Zatwarnicy. Droga od tego miejsca już bya przyjemniejsza, bo widoki były ciekawsze i w szło się w zieleni, dzięki czemu upał aż tak nie doskwierał.

    Drugi wyjazd w Bieszczady na motocyklu 125ccm - Krywe
    Drugi wyjazd w Bieszczady na motocyklu 125ccm - Krywe

    Rundka wokół wsi i obecnego gospodarstwa trwała około 3 godzin.

    Dzień #4 – Jeziorka Duszatyńskie

    Czwarty dzień naszego wyjazdu to wyjście do Jeziorek Duszatyńskich. Jest to kolejne ulubione miejsce w Bieszczadach, które odwiedziliśmy w tym roku. Droga z nad Soliny do Duszatyna przez Cisną i Komańczę to jedna za najpiękniejszych dróg jakie w życiu widziałem. Odcinek pomiędzy Wolą Michowską a Komańczą to jeden wielki zachwyt nad krajobrazem jaki tam można podziwiać.

    Jadąc od strony Cisnej nawigacja kieruje do Duszatyna przez Smolnik, ale trzeba pamiętać, że przejazd tamtędy jest zamknięte ze wzglądu na konieczność przejechania przez drogę leśną i pokonania brodu na Osławie. Świetna trasa, którą przejechaliśmy kilkanaście lat temu, ale obecnie droga jest zamknięta dla ruchu samochodowego. Trzeba udać się do Komańczy i tam skręcić na Duszatyn.

    Drugi wyjazd w Bieszczady na motocyklu 125ccm - Jeziorka Duszatyńskie

    Sam szlak do Jeziorek Duszatyńskich to wędrówka przez las, ale po błotnistych ścieżkach. Szlak na około 2 godziny bez wielkich podejść, bardzo przyjemnie idzie się przez las w upalny czerwcowy dzień. Pierwsze z jeziorek trzeba obejść dookoła, żeby dojść do drugiego, większego mniej zielonego. Bardzo dobra trasa dla tych, którzy nie bardzo dadzą radę na górskim szlaku albo dla tych, którzy potrzebują rozruchu przed dłuższym wyjściem w góry.

    Dzień #5 – Połonina Wetlińska

    Pozycja w zasadzie obowiązkowa dla wszystkich turystów w Bieszczadach. Niestety nie poszliśmy całą składem, bo Mrów nie dałyby rady z przejściem Połoniny zwłaszcza, że świetnie sobie poradzili w poprzednie dni. Wejście z Brzegów Górnych żółtym szlakiem około 1,5h pod górę, a potem w stronę Przełęczy Orłowicza około dwóch godzin. Piękne widoki, ale też duża ilość turystów. Z Przełęczy Orłowicza w dół 45-50 minut do Wetliny, chociaż na wszystkich oznaczeniach wskazywano nawet 2 godziny i 15 minut.

    Trasa nie ekstremalnie wymagająca, ale już męcząca. Mimo, że mijaliśmy tu jak zawsze wielu turystów w klapakach, bez wody… nie wiem jak ci ludzie dają radę wejść i zejść z góry. Serio.

    Wracając z Wetliny w kierunku Soliny przez Czarną na kilka kilometrów przed celem skończyło mi się paliwo. Pierwszy raz w życiu! Taka przygoda na zakończenie dnia! Dzięki tej przygodzie wyjazd w Bieszczady na motocyklu będzie już kompletny!

    Dzień #6 – Baligród i wodospad Czartów Młyn

    Szósty dzień to czas, kiedy na motocyklu po Bieszczadach pojeździła trochę Kasia. My z Mrówami zrobiliśmy wolne przedpołudnie w Baligrodzie na placu zabawa obok… czołgu.

    Następnym punktem tego dnia było nasze odkrycie wyjazdu. Szlak, a w zasadzie ścieżka do wodospadu Czartów Młyn. Kilka kilometrów od Górzanki jest szlak do wodospadu Czartów Młyn. W zasadzie jak się nie poczyta przewodnika to ciężko tam trafić. Trzeba odszukać starą kapliczkę, a za nią miejsce składowania drewna. To właśnie tutaj.

    Szlak w zasadzie jest dobry tylko w czasie, kiedy jest sucho, bo po większych deszczach ciężko przejść przez rzekę, bo nie ma mostu jest tylko bród. Sam szlak jest stosunkowo łatwy i krótki w tą i z powrotem do przejścia w dwie godziny. Oczywiście wliczając fotografowanie wodospadu.

    Dzień #7 – żubry i powrót

    Ostatniego dnia jeszcze trzeba było oczywiście zostać na obiad w Starym Siole. Przedpołudnie spędziliśmy na przeczekiwaniu deszczu w Zagrodzie Żubrów w Mucznem. Spędziliśmy tam prawie godzinę, bo ulewny deszcz odstraszał od jazdy na motocyklu. Po deszczu pojechaliśmy jeszcze w stronę Tarnawy Niżnej i Sianek. Chcieliśmy zobaczyć ruiny mostów kolejowych, ale okazało się, że… je remontują. Sianki to będzie temat do odwiedzenia, ale dopiero w następnym roku.

    Po obiedzie nadszedł czas na powrót do domu. Ponownie ciężko było wyjeżdżać z Bieszczad. Trasa do domu przez Lesko, Sanok, Dynów, Biłgoraj i do Lublina. W planie mieliśmy ponownie minąć wahadła przed Biłgorajem jadąc przez Józefów i Zwierzyniec, ale pokręciłem drogę i zahaczyliśmy o Aleksandrów i… połowę wahadeł. W domu byliśmy po północy, a wjeżdżając do Lublina znowu złapał nas deszcz.

    Podsumowanie

    Podsumowując, podczas całego wyjazdu przejechaliśmy ponad 1500 kilometrów. Przeszliśmy kawał drogi, odkryliśmy nowe miejsce na krótkie wyjścia.

    Motocykl spisywał się znakomicie. Pomimo suchości w baku i mokrości od deszczu wyjazd był bardzo udany. Plany tras na trzeci, ten wrześniowy, zmuszają nas do wyjazdu bez dzieci! Wyjazd w Bieszczady na motocyklu to świetny pomysł i ten wyjazd tylko to potwierdził. Powstał w głowie też pomysł na wakacyjny wyjazd nad morze również motocyklem! Podczas tego wyjazdu czułem się dużo pewniej na motocyklu i radość ze wszystkich serpentyn była jeszcze większa niż poprzednio.


    Patronite

    Przypominam, że W drodze będzie się rozwijać szybciej i ciekawiej jak zdobędę patronów. Będę Wam wdzięczny za dołączenie do projektu. Odwdzięczę się fotograficznie docierając do Was motocyklem bez GPS, oczywiście.