Po zakończeniu kwarantanny covidowej postanowiliśmy zobaczyć Bieszczady w marcu, musieliśmy zmienić otoczenie. Wybór był prosty i jeden. Wetlina. Zamiast zaklinać wiosnę i jechać jej szukać pojechaliśmy znaleźć śnieg. No dobra, nie taki był cel, ale taki był skutek. Okazało się, że mimo wysokiej temperatury około 11 stopni, jest jeszcze go pełno. Nie zraziło nas to do wyjścia na szlak.
Droga
Korciło mnie, żeby w Bieszczady na motocyklu ruszyć już w marcu, ale rozsądek wygrał. Całe szczęście. Śnieg i krótki dzień nie sprzyjały jeździe na dwóch kołach. W drogę wyruszyliśmy autem. Mój pierwszy wyjazd w taką trasę jako pasażer od… 15 lat. Bardzo odświeżające doświadczenie. Mogłem się skupić na podziwianiu widoków za oknem.
Trasa z Lublina jest w jednej wielkiej budowie aż do Rzeszowa. Trwa budowa S19. Postępy od poprzedniego wyjazdu znaczne i widać na horyzoncie koniec jazdy po rozkopanych fragmentach. Od Rzeszowa jazda po wąskich drogach, ale czuć już klimat Bieszczad. Ruch znacznie mniejszy niż na odcinku do Rzeszowa.
Kiedy już minie się Sanok i dojedzie do Leska zaczyna się miejsce, która ładuje baterie życiowe. Dla mnie takim miejscem początkowym jest most na Sanie w Lesku. Tam jest ta magiczna granica Bieszczad. Przejeżdżając przez ten most zmienia się krajobraz na bardziej górski, mija się innych ludzi, inne domy. Automatycznie wszystko staje się jakieś… wolniejsze, bardziej dzikie.
Miejsce, gdzie ładuje się baterie życiowe
Pierwsze kroki skierowaliśmy do Brzegów Górnych. Posłuchać szumu Dwernika, ale przede wszystkim podziwiać widoki na Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej z widokiem na Połoninę Caryńską. Kilka chwil gapienia się na góry i pojechaliśmy szukać jakiegoś posiłku na wynos w okolicach Wetliny.
Wetlina z widokiem na Połoninę Wetlińską w zachodzącym słońcu to jeden z najpiękniejszych widoków na Świecie. Nastraja spokojem. Śniadanie z tym samym widokiem w słońcu i cieple… aż się nie chce wstawać z krzesła. Jednak nie po to jedzie się w góry.
Forma po Covidzie i odrobina rozsądku podpowiadała krótką wyprawę na Przełęcz Orłowicza. To była dobra podpowiedź. Podczas wdrapywania się pod górę, ciężko było złapać i wyrównać oddech. Takie wędrowanie przez las, kiedy temperatura jest jak na marzec wysoka i świeci piękne słońce to sama przyjemność. Im bliżej jednak wyjścia z lasu zaczęło się robić chłodniej i coraz bardziej wiało. To była tylko zapowiedź tego co działo się górze.
Na Połoninie zawsze wieje, ale takiego wiatru nie pamiętam. Ciężko było ustać na nogach, nie mówiąc o swobodnym chodzeniu. Dlatego szybko zeszliśmy z powrotem do linii lasu. Droga w dół zajęła jak zwykle mniej czasu, ale przez część szlaku trzeba się było ześlizgiwać, a nie schodzić.
Zmiana pogody, czyli Bieszczady w marcu
Poranek w niedzielę miał być śnieżny, ale to co zastało nas za oknem było kompletnym zaskoczeniem. Na samochodzie warstwa 20cm śniegu, wszystko w okolicy przestało być wiosenne, a było białe! Najpiękniejszy atak zimy jaki można było sobie wyobrazić pod koniec marca. Przeszliśmy jeszcze przez Wetlinę pod kultową Bazę Ludzi z Mgły i trzeba było opuścić góry. Aż do maja…
Jak zawsze przypomnę Wam o moim Patronite, który pozwoli na rozwój bloga, kanału na YouTube i pasji do podróżowania. Zajrzyjcie też na Instagram i na kanał na YouTube, który mam nadzieje szybko się zapełni.
Dodaj komentarz