Tag: góry
-
-
Bieszczady – Czerwiec 2021
Kiedy majowy wyjazd był udany to musiał nastąpić jeszcze jeden, tym razem czerwcowy wyjazd w Bieszczady na motocyklu. Zaraz po zakończeniu roku szkolnego wsiedliśmy w samochody i na motocykle i ruszyliśmy w kierunku gór. Przed nami było 7 dni jeżdżenia, łażenia i ładowania baterii.
Drugi wyjazd w Bieszczady na motocyklu 125ccm
Dzień #1 – Droga w Bieszczady
Po poprzednim wyjeździe i walce z ruchem wahadłowym w okolicach Biłgoraju, tym razem postanowiliśmy ominąć ten fragment drogi 835. W Biłgoraju skręciliśmy w kierunku Szczebrzeszyna i przez Zwierzyniec, Józefów i Oleszyce obrać kurs na Jarosław.
Jak zwykle z tą ekipą jechaliśmy na skraju chmury burzowej. W zasadzie od samego Lublina do Jarosławia, gdzie się wypogodziło. Burza, którą śledziliśmy wyrządziła spore spustoszenia we wsiach przez które przejeżdżaliśmy. Zalane piwnice, drogi i pola. Mijaliśmy pełno wozów strażackich jadących na interwencję.
Pogoda pozwoliła na relaks w drodze zrobiła się dopiero na Podkarpaciu. Dojeżdżając do Jarosławia jechaliśmy już w słońcu i dodatkowo po suchym asfalcie, nareszcie można było się w pełni delektować drogą. Kiedy minęliśmy Przemyśl, słońce już zaczęło zachodzić, a pierwsze bieszczadzkie serpentyny pokonywaliśmy już po zmroku.
Ostatni etap naszej drogi od Uherców Mineralnych w kierunku jeziora Solińskiego pokonywaliśmy mocno lokalnymi, wąskimi drogami. Było to bardzo męczące doświadczenie zwłaszcza, że podczas tej drogi trzymałem się założeń, że nie będę używał GPS i musiałem mocno skupić się na utrzymaniu właściwego kierunku. Kiedy minęliśmy zaporę w Solinie musiałem się już poddać z analogową jazdą. Było bardzo późno i znalezienie naszej kwatery musiało pójść sprawnie… oczywiście nie poszło, ale to już inna historia.
Po przejechaniu ponad 360 km dotarliśmy na miejsce.
Dzień #2 – Krywe pierwsze starcie
Pierwszy dzień w Bieszczadach to dla nas zawsze przetarcie. Postanowiliśmy się wybrać do jednego z moich ulubionych miejsc w Bieszczadach, czyli do Krywego. Prosty szlak, bez wspinania trzeba jedynie przejść spory kawałek asfaltem.
Krywe to w zasadzie miejsce w którym kiedyś (czyli przed akcją Wisła) był wieś o tej nazwie. Dawniej miejsce tętniące życiem zamieszkane przez ponad 400 osób, teraz jest opuszczone, a po dawnej wsi zostały tylko ruiny cerkwi. Obecnie jest tu jedno gospodarstwo. Krywe jednak zachwyca spokojem i pięknymi widokami. Mało uczęszczane miejsce w sam raz dla kogoś kto szuka ciszy i samotności w Bieszczadach.
Nasze wyjście jednak nie było do końca udane. Na początek przytrafiła się ulewa, ale taka wiosenno-letnia z całą masą wody. Jadąc na motocyklu zanim pomyślałem, żeby się zatrzymać i schować przed deszcze już byłem cały mokry. kurtka, spodnie i buty były kompletnie przemoczone, a deszcz padał dosłownie 3 minuty. Potem wyszło słońce i zrobiło się bardzo upalnie.
Po przejściu 5km odcinka asfaltem moje Mrówy były tak wymęczone pogodą, że dalszy marsz nie miał sensu. Trzeba było wrócić po samochód i zawrócić. Tym razem pokonała nas pogoda.
Dzień #3 – Krywe drugie starcie
Następnego dnia stwierdziliśmy, że trzeba wziąć rewanż na szlaku do Krywego. Tym razem podjechaliśmy na parking w okolicach Krywego, a nie na ten przy kościele w Zatwarnicy. Droga od tego miejsca już bya przyjemniejsza, bo widoki były ciekawsze i w szło się w zieleni, dzięki czemu upał aż tak nie doskwierał.
Rundka wokół wsi i obecnego gospodarstwa trwała około 3 godzin.
Dzień #4 – Jeziorka Duszatyńskie
Czwarty dzień naszego wyjazdu to wyjście do Jeziorek Duszatyńskich. Jest to kolejne ulubione miejsce w Bieszczadach, które odwiedziliśmy w tym roku. Droga z nad Soliny do Duszatyna przez Cisną i Komańczę to jedna za najpiękniejszych dróg jakie w życiu widziałem. Odcinek pomiędzy Wolą Michowską a Komańczą to jeden wielki zachwyt nad krajobrazem jaki tam można podziwiać.
Jadąc od strony Cisnej nawigacja kieruje do Duszatyna przez Smolnik, ale trzeba pamiętać, że przejazd tamtędy jest zamknięte ze wzglądu na konieczność przejechania przez drogę leśną i pokonania brodu na Osławie. Świetna trasa, którą przejechaliśmy kilkanaście lat temu, ale obecnie droga jest zamknięta dla ruchu samochodowego. Trzeba udać się do Komańczy i tam skręcić na Duszatyn.
Sam szlak do Jeziorek Duszatyńskich to wędrówka przez las, ale po błotnistych ścieżkach. Szlak na około 2 godziny bez wielkich podejść, bardzo przyjemnie idzie się przez las w upalny czerwcowy dzień. Pierwsze z jeziorek trzeba obejść dookoła, żeby dojść do drugiego, większego mniej zielonego. Bardzo dobra trasa dla tych, którzy nie bardzo dadzą radę na górskim szlaku albo dla tych, którzy potrzebują rozruchu przed dłuższym wyjściem w góry.
Dzień #5 – Połonina Wetlińska
Pozycja w zasadzie obowiązkowa dla wszystkich turystów w Bieszczadach. Niestety nie poszliśmy całą składem, bo Mrów nie dałyby rady z przejściem Połoniny zwłaszcza, że świetnie sobie poradzili w poprzednie dni. Wejście z Brzegów Górnych żółtym szlakiem około 1,5h pod górę, a potem w stronę Przełęczy Orłowicza około dwóch godzin. Piękne widoki, ale też duża ilość turystów. Z Przełęczy Orłowicza w dół 45-50 minut do Wetliny, chociaż na wszystkich oznaczeniach wskazywano nawet 2 godziny i 15 minut.
Trasa nie ekstremalnie wymagająca, ale już męcząca. Mimo, że mijaliśmy tu jak zawsze wielu turystów w klapakach, bez wody… nie wiem jak ci ludzie dają radę wejść i zejść z góry. Serio.
Wracając z Wetliny w kierunku Soliny przez Czarną na kilka kilometrów przed celem skończyło mi się paliwo. Pierwszy raz w życiu! Taka przygoda na zakończenie dnia! Dzięki tej przygodzie wyjazd w Bieszczady na motocyklu będzie już kompletny!
Dzień #6 – Baligród i wodospad Czartów Młyn
Szósty dzień to czas, kiedy na motocyklu po Bieszczadach pojeździła trochę Kasia. My z Mrówami zrobiliśmy wolne przedpołudnie w Baligrodzie na placu zabawa obok… czołgu.
Następnym punktem tego dnia było nasze odkrycie wyjazdu. Szlak, a w zasadzie ścieżka do wodospadu Czartów Młyn. Kilka kilometrów od Górzanki jest szlak do wodospadu Czartów Młyn. W zasadzie jak się nie poczyta przewodnika to ciężko tam trafić. Trzeba odszukać starą kapliczkę, a za nią miejsce składowania drewna. To właśnie tutaj.
Szlak w zasadzie jest dobry tylko w czasie, kiedy jest sucho, bo po większych deszczach ciężko przejść przez rzekę, bo nie ma mostu jest tylko bród. Sam szlak jest stosunkowo łatwy i krótki w tą i z powrotem do przejścia w dwie godziny. Oczywiście wliczając fotografowanie wodospadu.
Dzień #7 – żubry i powrót
Ostatniego dnia jeszcze trzeba było oczywiście zostać na obiad w Starym Siole. Przedpołudnie spędziliśmy na przeczekiwaniu deszczu w Zagrodzie Żubrów w Mucznem. Spędziliśmy tam prawie godzinę, bo ulewny deszcz odstraszał od jazdy na motocyklu. Po deszczu pojechaliśmy jeszcze w stronę Tarnawy Niżnej i Sianek. Chcieliśmy zobaczyć ruiny mostów kolejowych, ale okazało się, że… je remontują. Sianki to będzie temat do odwiedzenia, ale dopiero w następnym roku.
Po obiedzie nadszedł czas na powrót do domu. Ponownie ciężko było wyjeżdżać z Bieszczad. Trasa do domu przez Lesko, Sanok, Dynów, Biłgoraj i do Lublina. W planie mieliśmy ponownie minąć wahadła przed Biłgorajem jadąc przez Józefów i Zwierzyniec, ale pokręciłem drogę i zahaczyliśmy o Aleksandrów i… połowę wahadeł. W domu byliśmy po północy, a wjeżdżając do Lublina znowu złapał nas deszcz.
Podsumowanie
Podsumowując, podczas całego wyjazdu przejechaliśmy ponad 1500 kilometrów. Przeszliśmy kawał drogi, odkryliśmy nowe miejsce na krótkie wyjścia.
Motocykl spisywał się znakomicie. Pomimo suchości w baku i mokrości od deszczu wyjazd był bardzo udany. Plany tras na trzeci, ten wrześniowy, zmuszają nas do wyjazdu bez dzieci! Wyjazd w Bieszczady na motocyklu to świetny pomysł i ten wyjazd tylko to potwierdził. Powstał w głowie też pomysł na wakacyjny wyjazd nad morze również motocyklem! Podczas tego wyjazdu czułem się dużo pewniej na motocyklu i radość ze wszystkich serpentyn była jeszcze większa niż poprzednio.
Patronite
Przypominam, że W drodze będzie się rozwijać szybciej i ciekawiej jak zdobędę patronów. Będę Wam wdzięczny za dołączenie do projektu. Odwdzięczę się fotograficznie docierając do Was motocyklem bez GPS, oczywiście.
-
Bieszczady – Marzec 2021
Po zakończeniu kwarantanny covidowej postanowiliśmy zobaczyć Bieszczady w marcu, musieliśmy zmienić otoczenie. Wybór był prosty i jeden. Wetlina. Zamiast zaklinać wiosnę i jechać jej szukać pojechaliśmy znaleźć śnieg. No dobra, nie taki był cel, ale taki był skutek. Okazało się, że mimo wysokiej temperatury około 11 stopni, jest jeszcze go pełno. Nie zraziło nas to do wyjścia na szlak.
Droga
Korciło mnie, żeby w Bieszczady na motocyklu ruszyć już w marcu, ale rozsądek wygrał. Całe szczęście. Śnieg i krótki dzień nie sprzyjały jeździe na dwóch kołach. W drogę wyruszyliśmy autem. Mój pierwszy wyjazd w taką trasę jako pasażer od… 15 lat. Bardzo odświeżające doświadczenie. Mogłem się skupić na podziwianiu widoków za oknem.
Trasa z Lublina jest w jednej wielkiej budowie aż do Rzeszowa. Trwa budowa S19. Postępy od poprzedniego wyjazdu znaczne i widać na horyzoncie koniec jazdy po rozkopanych fragmentach. Od Rzeszowa jazda po wąskich drogach, ale czuć już klimat Bieszczad. Ruch znacznie mniejszy niż na odcinku do Rzeszowa.
Kiedy już minie się Sanok i dojedzie do Leska zaczyna się miejsce, która ładuje baterie życiowe. Dla mnie takim miejscem początkowym jest most na Sanie w Lesku. Tam jest ta magiczna granica Bieszczad. Przejeżdżając przez ten most zmienia się krajobraz na bardziej górski, mija się innych ludzi, inne domy. Automatycznie wszystko staje się jakieś… wolniejsze, bardziej dzikie.
Miejsce, gdzie ładuje się baterie życiowe
Pierwsze kroki skierowaliśmy do Brzegów Górnych. Posłuchać szumu Dwernika, ale przede wszystkim podziwiać widoki na Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej z widokiem na Połoninę Caryńską. Kilka chwil gapienia się na góry i pojechaliśmy szukać jakiegoś posiłku na wynos w okolicach Wetliny.
Wetlina z widokiem na Połoninę Wetlińską w zachodzącym słońcu to jeden z najpiękniejszych widoków na Świecie. Nastraja spokojem. Śniadanie z tym samym widokiem w słońcu i cieple… aż się nie chce wstawać z krzesła. Jednak nie po to jedzie się w góry.
Forma po Covidzie i odrobina rozsądku podpowiadała krótką wyprawę na Przełęcz Orłowicza. To była dobra podpowiedź. Podczas wdrapywania się pod górę, ciężko było złapać i wyrównać oddech. Takie wędrowanie przez las, kiedy temperatura jest jak na marzec wysoka i świeci piękne słońce to sama przyjemność. Im bliżej jednak wyjścia z lasu zaczęło się robić chłodniej i coraz bardziej wiało. To była tylko zapowiedź tego co działo się górze.
Na Połoninie zawsze wieje, ale takiego wiatru nie pamiętam. Ciężko było ustać na nogach, nie mówiąc o swobodnym chodzeniu. Dlatego szybko zeszliśmy z powrotem do linii lasu. Droga w dół zajęła jak zwykle mniej czasu, ale przez część szlaku trzeba się było ześlizgiwać, a nie schodzić.
Zmiana pogody, czyli Bieszczady w marcu
Poranek w niedzielę miał być śnieżny, ale to co zastało nas za oknem było kompletnym zaskoczeniem. Na samochodzie warstwa 20cm śniegu, wszystko w okolicy przestało być wiosenne, a było białe! Najpiękniejszy atak zimy jaki można było sobie wyobrazić pod koniec marca. Przeszliśmy jeszcze przez Wetlinę pod kultową Bazę Ludzi z Mgły i trzeba było opuścić góry. Aż do maja…
Jak zawsze przypomnę Wam o moim Patronite, który pozwoli na rozwój bloga, kanału na YouTube i pasji do podróżowania. Zajrzyjcie też na Instagram i na kanał na YouTube, który mam nadzieje szybko się zapełni.
-
-
-