Tag: Road Trip

  • Białogóra 2021

    Białogóra 2021

    Wyjazd, którego mottem było: Podróżowanie bez przygód jest nudne. Po trzech lata wróciliśmy do Białogóry. Tym razem pod koniec sierpnia. Wyjazd nad morze to odmiana od tras w Bieszczady. Drogi na północy Polski są równie ciekawe i malowniczo położone, jak górskie serpentyny. Droga pełna przygód, walki z wiatrem, awariami, ale bardzo satysfakcjonująca

    Nad morze

    Trasę rozłożyliśmy od razu na dwa dni. Pierwszego dnia po południu mieliśmy wyjechać do Warszawy i tam przenocować. Drugiego dnia miałem wyjechać wcześniej niż Kasia z Mrówami i jechać trasą S7, a Kasia autostradami A2 i A1. Mieliśmy się spotkać w Gdańsku i stamtąd razem ruszyć do Białogóry już w komplecie. Tyle teoria…

    Dzień 1

    Pierwszy tak kłopotliwy wyjazd motocyklem. Zaczęło się od tego, że kilka dni przed wyjazdem wymieniłem łańcuch. Na dokładnie taki sam jak poprzednio, ale zrobiłem to sam i chyba nie do końca poprawnie. okazał się, że po przejechaniu 25 kilometrów łańcuch się rozpiął, a ja straciłem napęd. Całe szczęście możemy liczyć na Andrzeja i jak zwykle wyciągnął nas, a w zasadzie mnie, z opresji. Musiałem chwilę poczekać, a Mrówy z Kasią pojechały do Warszawy. Andrzej dowiózł nową zapinkę i już w 15 minut później zamontowaliśmy ją i mogłem ruszać dalej. Zaczęło się niestety ściemniać i musiałem już mocniej koncentrować się na drodze…

    Teraz hit wyjazdu. Było ciemno więc już nie nagrywałem przejazdu, bo i tak nic ciekawego by się nie nagrało. Oprócz tego łosia, co go minąłem przejeżdżając skubańcowi pod pyskiem. (O tym zdarzeniu mam plan opowiedzieć w na YT w odcinku podsumowującym pierwszy rok z motocyklem.) Ze strzału adrenaliny nie mogłem jeszcze kilka dni ochłonąć. Kilka centymetrów dzieliło mnie od bardzo bliskiego kontaktu z największym zwierzęciem jakie w życiu widziałam. Stał sobie na drodze ot tak. Był G-I-G-A-N-T-Y-C-Z-N-Y! Właśnie bez tego typu przygód podróżowanie jest nudne.

    W miarę szybko doszedłem do siebie jednak mijając Dęblin na niebie zaczęły pojawiać się błyskawice… wiadomo. Przejechałem tylko 40 kilometrów i zerwał się potworny wiatr. Stwierdziłem, że bez sensu już walczyć i zatrzymałem się na przystanku z wiatą, żeby przeczekać burzę. Burza przeszła tuż nad moją głową, blaszana wiata aż się trzęsła od grzmotów. 40 minut później burza przeszła, a z racji zbliżającej się godziny 22 postanowiłem ruszyć w drogę mimo deszczu. Do Warszawy dojechałem dopiero po północy po 6 godzinach od wyruszenia w drogę.

    Dzień 2

    Drugiego dnia podróży wczesna pobudka i wyjazd w kierunku Gdańska jeszcze tylko musiałem uzupełnić olej w silniku. Wylot z Warszawy w kierunku Płońska, piękna szeroka droga ze sporą ilością świateł i zaskakująco małym ruchem. Od Płońska droga wzdłuż budowanej trasy klasy S i ruch się wzmógł i zgęścił. Od wspomnianego Płońska miałem wielką ochotę napić się kawy, ale nie mogłem znaleźć żadnej stacji, która zaopatrzyła by mnie w nią. Dopiero w Mławie na horyzoncie pokazał się McDonald’s i uratował sytuację.

    eSki to zło!

    Wjechałem na drogę klasy S… i to było najbardziej koszmarne doświadczenie jakiego doznałem jeżdżąc motocyklem. Walka z wiatrem i kierowcami, którzy sfrustrowani staniem w korku postanowili nadrobić stracony czas to doznanie, które skutecznie zniechęciło mnie do jazdy S-kami. Kiedy zobaczyłem zjazd na Grunwald nie mogłem sobie odpuścić okazji na opuszczenie koszmarnej drogi i udania się w ciekawym kierunku.

    DW rządzą!

    W końcu moja podróż weszła na zupełnie inny, dużo przyjemniejszy, poziom. Drogi wojewódzkie to jednak idealne rozwiązanie dla spokojnej jazdy pięknymi zakamarkami kraju. Do samego Grunwaldu jednak nie dojechałem, bo musiałbym nadłożyć kilkanaście kilometrów, chociaż jak dzisiaj bym ponownie jechał tą drogą to nie zrezygnowałbym z tego punktu.

    Najbliższe kilometry DW 537 to podziwianie widoków w województwie Warmińsko-Mazurskim. Droga choć wąska, dała mi masę zabawy, kilometrami była pusta, nawet samochodów nie mijałem. Zaraz za Lubawą skręciłem w kierunku Iławy, do źródeł NILu, jak sobie pomyślałem, bo pełno było w okolicy tablic rejestracyjnych zaczynających się od NIL. Nie było mnie w tych okolicach 30 lat. Od Iławy dalej na północ DW521 w kierunku Malborka. Zakochałem się w drogach północy, jednak miasta już mnie tak nie porwały. Pewnie, dlatego, że tylko przez nie przejeżdzałem.

    W Malborku nie mogłem sobie darować, żeby nie podjechać pod Zamek Krzyżacki zrobić tam zdjęcie i pojechać dalej. Od Malborka wjechałem już na DK22, a przed Tczewem skręciłem na DK91 już w kierunku Gdańska. Nadal pusto, mimo, że podróżowałem w sobotę. Do Gdańska dotarłem około godziny 18 po 9 godzinach drogi. Dołączyłem do rodziny i ruszyliśmy już razem kierunku Białogóry.

    Malbork - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem

    W celu uniknięcia nie uniknionych korków w Rumii postanowiliśmy jechać równolegle do trasy przez osiedla i to było dobre rozwiązanie, bo do Redy dojechaliśmy praktycznie bez zatrzymywania się. W Wejherowie skręciliśmy na DW 218 i zaczęliśmy ostatnie 40 kilometrów najdłuższej jak dotąd podróży na motocyklu. Przez Kartoszyno wzdłuż brzegu Jeziora Żarnowickiego w kierunku Wierzchucina i dojechaliśmy.

    Białogóra - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem

    W sumie podczas tych dwóch dni przejechałem 647 kilometrów. Z małymi przygodami z dużymi zwierzakami i jedną małą awarią. Droga najbardziej podobała mi się od opuszczenia S7 w Pawłowie do wjazdu na DK91 i przekroczeniu Wisły, czyli 150 kilometrów po genialnych drogach.

    Białogóra

    W Białogórze spędziliśmy cztery dni, koniec sierpnia okazał się bardzo wietrzny, chłodny, ale całe szczęście słoneczny. Plaża w Białogórze nie jest zatłoczona, a odchodząc kilkaset metrów od głównego wejścia można odpocząć od tłumów… w zasadzie całkiem samotnie. Łażąc po plaży pojawiło mi się w głowie kilka pomysłów… jedne bardzo szalone, inne trochę mniej, ale wszystkie do zrealizowania.

    Zachody słońca nad morzem to coś niesamowitego. Nie nudzą się i można się gapić na fale w nieskończoność. Na plaży można spędzać całe godziny. To jest jedna z rzeczy, która przekonuje mnie do wypoczynku nad morzem. Mimo, że bywa ono wzburzone to szum i barwy potrafią naładować pozytywnie i uspokoić.

    Białogóra - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem
    Białogóra - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem
    Białogóra - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem
    Białogóra - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem
    Białogóra - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem

    Białogóra trzy lata temu, kiedy byliśmy tu ostatnio była trochę bardziej dzika, bardziej w moim stylu. Teraz pojawiało się więcej miejsc noclegowych, bardziej rozwiniętych i widać, że miejscowość się rozwija. Motocykl na czas pobytu stał i czekał na drogę powrotną. Nawet za bardzo mnie na niego nie ciągnęło, jednak droga nad morze trochę mnie wymęczyła.

    Białogóra - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem
    Białogóra - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem

    Droga powrotna

    Teraz właśnie zacznie przygoda w podróży. Plan na tą drogę wyglądał podobnie jak poprzednio. Pierwszego dnia jedziemy do Torunia przez Lębork, Kościerzynę i Świecie. Drugiego dnia z Torunia mieliśmy pojechać przez Płock, Sochaczew, Kozienice do domu. Jak zwykle jednak planowanie jest dobre na papierze. Droga zajęła nam w sumie, aż trzy dni i jednak pojechaliśmy przez Warszawę.

    Do Torunia

    Pierwszego dnia wszystko odbyło się zgodnie z planem. Trasa bardzo ładna, z niedużym ruchem. W oczy rzuciły się miejsca, które były terenem zabudowanym i wsią, a miały tylko jedno gospodarstwo. Taka specyfika.

    Lębork - Podróżowanie bez przygód jest nudne! - W Drodze - Motocyklem

    Z Białogóry do Torunia mieliśmy około 260 kilometrów. Jechało się bardzo przyjemnie, mimo, że temperatura lekko spadła. Przerwa w Lęborku na kawę i od tego miejsca aż do Krzewin jechaliśmy DW214. Później do Świecia DW272, wąską, ale bardzo atrakcyjną dla motocyklistów drogą. Chwilę za Świeciem wjechaliśmy na DK91 do Torunia.

    Znowu odezwał się wiatr i musiałem trochę powalczyć o utrzymanie się na motocyklu. Drogi krajowe już nie są tak ciekawe do podróżowania, ale chcieliśmy szybko dotrzeć do Torunia, żeby jeszcze przejść na Stare Miasto i coś zjeść. Udało nam się całkiem sprawnie dotrzeć do Torunia. Swoją drogą polecam TOP Garden Aparthotel, bardzo przyjemne miejsce blisko Starego Miasta.

    Przygody w trasie

    Nie było to takie proste jakby się mogło wydawać. Ruszyliśmy zgodnie z planem. Trafiliśmy oczywiście na wahadła na DK91 zaraz za Toruniem. Jechaliśmy wzdłuż A1 i widziałem sceny z filmu Auta, gdzie kiedyś miejsca cieszące się pewnie sporym powodzeniem teraz stały opustoszałe. Droga układała się całkiem dobrze do okolic Ciechocinka, gdzie mój motocykl powiedział pas. Przestał jechać i nie mogłem go odpalić. Znowu odezwało się, że podróżowanie bez przygód jest nudne. Całe szczęście tuż za rogiem znajdował się warsztat A’Bell. Pomogli mi nie prawdopodobnie. Okazało się, że padł gaźnik. Chłopaki udostępnili narzędzia, a jak nie poradziłem sobie sam zostali po godzinach i pomogli uruchomić Keeway’a.

    Niestety trwało to ponad 5 godzin, więc straciliśmy szanse na powrót tego dnia do domu. Mimo to, tych przygód i długiego czekanie podróżowanie nie było nudne.

    Zapadłą decyzja, że jedziemy znowu do Warszawy i tam przenocujemy. Wybraliśmy trasę przez Włocławek, Płock i Nowy Dwór Mazowiecki. Droga od Włocławka do Płocka wzdłuż Wisły to jeden z najpiękniejszych odcinków tego wyjazdu. Most na Wiśle w Płocku to mój ulubiony kadr z tej drogi. Na niebie pojawiła się ciężka chmura pięknie oświetlona przez późno popołudniowe słońce… chmura niestety kierowała się w naszą stronę. uciekaliśmy przed nią aż do Nowego Dworu. Mazowieckiego. Tam nas dopadł deszcz, ale najgorsze, że zapadł też zmrok. Po ciemku w deszczu niekomfortowo podróżóje się samochodem, a co mówić o motocyklu. Kiedy dotarliśmy już do Warszawy deszcze przestał padać z taką intensywnością, ale pojawiło się kolejne zagrożenie – warszawscy kierowcy.

    Dzień 3

    Trzeci dzień powrotu do domu zaczęliśmy wcześnie rano i jechaliśmy drogą przez Otwock, Wilgę, Dęblin i Kurów. Najpierw do Dęblina drogą 801, która kiedy jest sucho i widno zyskuje na atrakcyjności. Później od Dęblina kawałek DK48 i w Moszczance wjechaliśmy na drogę techniczną wzdłuż S19. To właśnie na tej trasie miałem ten kontakt z łosiem. Całe szczęście tym razem obyło się bez takich atrakcji.

    W sumie droga powrotna miała 666 km… może to tutaj jest źródło całej tej pokręconej drogi.

    Podróżowanie bez przygód jest nudne!

    Mimo tych wszystkich przygód, cały wyjazd był świetny. Ponad 1300 kilometrów w drodze, 5 województw, dwie awarie, łoś na drodze i tylko 5 motocyklistów, których minąłem. Wiele osób mówi, że to był szalony pomysł jechać nad morze na 125. Pewnie był, ale gdybym miał to powtórzyć to odpowiedziałbym jak por. Borewicz: Z największą przyjemnością! To był świetny sprawdzian jazdy długodystansowej, choć 474 drugiego dnia to najdłuższy dystans jaki pokonałem to nei jest moje ostatnie słowo w tej materii.


  • W Drodze #1 – Motocyklem bez GPS – Mój pierwszy trip

    W Drodze #1 – Motocyklem bez GPS – Mój pierwszy trip

    No i ruszyło! Pierwszy raz w drodze. Nie mogę napisać, że to wielka podróż czy wyprawa. Pierwszy wyjazd dalej niż przysłowiowe „wokół komina”. Analogowe podróżowanie motocyklem bez GPS, na analogowym motocyklu. Bardzo mi się taka wersja wyprawy spodobała.

    Pierwsze W drodze podzieliłem na dwa dni. W sobotę w jedną stronę, a w niedzielę powrót do domu. Wszystko przez słabe oświetlenie w Keeway’u. Przednia lampa nie daje tyle światła, żeby po zmroku czuć się pewnie, bo widać nie wiele.

    Motocyklem bez GPS - Trasa W Drodze #1

    Dzień 1 – Motocyklem bez GPS

    W sobotę, kiedy pogoda miała być lepsza zaplanowana trasa była prawie dwukrotnie dłuższa niż na następnego dnia. Wyruszyłem z domu do Lublina, gdzie przegrupowaliśmy się z Mrówami. Z parkingu Skende zaczął się najdłuższa część tripu w kierunku Krupca. Nie była to droga najkrótszą trasą, ani najlepsza. Wybrałem lekko okrężną drogę ponieważ mijała ona drogi krajowe i ekspresowe. Wszystko dlatego, że brak mi doświadczenia motocyklowego, a przy okazji motocykl 125ccm nie koniecznie się sprawdzi na trasach kategorii „S”.

    W sobotę dnia słonecznie, lekko wiało i było jak na początek grudnia całkiem ciepło. Jadąc na motocyklu to ciepło jednak nie było tak odczuwalne. Niestety pogoda zrobiła też małego psikusa… asfalt prawie przez całą trasę był kompletnie mokry, a to w połączeniu z nie najwyższej jakości oponą wymuszało jeszcze większą ostrożność.

    Etap 1 – Kierunek Lublin

    Pierwszy fragment trasy z domu do Lublina, który mam objeżdżony samochodem już od kilku lat na motocyklu wcale nie był trudniejszy. Wąska, kręta droga prowadząca przez 7 wsi aż do Lublina. Bardzo lubię tamtędy jeździć, a na motocyklu jest to jeszcze przyjemniejsza trasa. 20 kilometrów pustej krętej drogi

    Etap 2 – Powrót do Jawidza

    Moja trasa wiodła z Jawidza do Lublina, powrotem przez Jawidz, Spiczyn, Milejów, Trawniki do Krupca. Na całej długości trasy miałem trzy miejsca, które podwyższały tętno. Pierwsze to wjechanie na al. Spółdzielczości Pracy i skręcenie w lewo na światłach (!). Presji nie było do momentu ustawienia się za mną samochodu. Wszystko poszło całkiem sprawnie, bez stresu i przygód. Droga powrotna w okolice domu.

    Etap 3 – Droga do Milejowa

    Następnie w stronę Spiczyna drogą numer 829 długa prosta na otwartej przestrzeni… wywiało mnie konkretnie. Za Kijanami obrałem kierunek Łęczna. Całkiem przyjemny odcinek do jazdy, mały ruch, piękne słońce pozostawało tylko delektować się jazdą. Po około 5 kilometrach skręcałem na Ciechanki, żeby uniknąć wjazdu (w lewo!) na drogę krajową i przejazdu przez Łęczną. Musiałem jednak przeciąć DK82, ten stresujący moment okazał się, nie tak stresujący. Stanąłem na stopie, rozejrzałem się i… ogień!

    Teraz wróciłem na drogę wojewódzką 829. To całkiem nowe rejony dla mnie. Nigdy nie zapuściłem się na tą stronę powiatu. Wyremontowana droga, równa nawierzchnia, choć mokra czułem się bardzo pewnie. Moja pierwsza wizyta, choć przejazdem w Milejowie wiązała się z przyciąganiem uwagi… jakiś debil na motocyklu w grudniu i jeszcze się cieszy jak głupek. Każdy by się gapił.

    Po wyjeździe z Milejowa nawierzchnia trochę się zepsuła. Dojechałem do wsi Łysołaje, gdzie miałem skręcić w lewo na Pełczyn. Oczywiście przegapiłem skręt i musiałem zawrócić. Całe szczęście coś mi zaświtało od razu jak minąłem drogowskaz.

    Etap 4 – Kierunek Trawniki

    Pożegnałem się z drogą 829, równą nawierzchnią i małym ruchem. Do wsi Pełczyn jechałem w kolumnie 5 samochodów (skąd oni się tam wzięli to nie wiem). W Pełczynie miałem dokonać kolejnego skoku przez krajówkę, tym razem numer 12. I wiecie, co? Też nie było ruchu, więc przejechałem bez problemu.

    Przejechałem przez Trawniki, gdzie stałem na światłach (!) Całkiem przyjemne miejsce, gdzie było więcej samochodów niż przez całą dotychczasową trasę. Zaraz a Trawnikami kolejny postój, bo jechał pociąg z kontenerami z Chin. Oczywiście nie mogłem wrzucić biegu „N”, bo przecież to takie proste.

    Jadąc przez pola za Trwanikami miałbym pierwszego dzwona w mojej krótkiej przygodzie z motocyklem. Przed samym kołem wyskoczył mi koziołek z krzaków i wpadł w poślizg na wilgotnym asfalcie, całe szczęście poradził sobie i pobiegł przez pole. Zaraz przed Oleśnikami zatrzymałem się zrobić w końcu jakieś zdjęcia. Okolica pięknie położona, most kolejny genialnie się komponował. Wsiadłem na Keewaya i pojechałem dalej. Mijając Oleśniki, Dobryniów wypatrywałem ciągle skrętu na Borowicę, który był dopiero w Łopienniku Górnym, ale kto by o tym pamiętał jak przygotowuje sobie trasę, phi!

    Etap 5 – Bzite

    Najkrótszy, bo już na końcu trasy. Już miałem w głowie, żeby się zatrzymać, bo trochę ta uważna jazda mnie wyczerpała. Oprócz tego ciężko było jechać w trzech kurtkach. Dojechałem do Żulina, gdzie skręciłem w kierunku Bzite. Bardzo nie równa droga, może nie dziurawa, ale łaty robiły nie przyjemne trzęsienia. Zaraz za Bzite zaczął się równy asfalt, a finał drogi miałem już w zasięgu wzroku.

    W drodze #1 - Motocyklem bez GPSa - Żulin

    W sumie pierwszego dnia przejechałem 95 km. Bardzo przyjemna droga, ale dla mnie była wielkim wyzwaniem. Ze względu na niedostatki doświadczenia i świadomość lichego oświetlenia mojego Superlighta postanowiłem zostawić go na noc i wrócić samochodem.

    Dzień 2 – Pod wiatr

    Niedzielny poranek przywitał nas ochłodzeniem i dużo silniejszym wiatrem. Wiało na tyle mocno, że na poważnie rozważaliśmy rezygnację z drogi. Po chwili namysłu jednak padła decyzja, że jedziemy, bo nie wiadomo, kiedy będzie można sprawdzić motor do domu. Chciałem jak najszybciej dotrzeć do domu, bo uczucie chłodu podczas jazdy zapowiadało się nie przeciętnie.

    Przed drogą powrotną jeszcze szybki wypad na stację benzynową zatankować i w drogę.

    W niedzielę w drogę powrotną ruszyłem po 13. Tym razem z asystą Kasi w samochodzie. Droga tą samą trasą, co dzień wcześniej z pominięciem odcinka do Lublina. Miałem więcej przyjemności z jazdy mimo, silnego wiatru i niższej temperatury. Przypuszczam, że miało to związek z tym, że asfalt, był suchy, a ja pewniej się czułem z asystą rodziny. Szkody tylko, że pochmurny dzień odebrał urok krajobrazom. Nie było tak kolorowo jak dzień wcześniej. Droga była raczej luźna, z małym ruchem. Nikt nie chciał wyjeżdżać na taki wiatr. 50 kilometrów minęło nie wiadomo kiedy.

    Podsumowanie, czyli jak nie kupować więcej badziewia

    Droga bardzo ciekawa. Analogowe podróżowanie bardzo mi się spodobało. Jazda motocyklem bez GPS tylko z notatkami i papierową mapą, którą na wszelki wypadek trzymałem w plecaku. Każdy kilometr drogi sprawiał wielką radość. W sumie przez weekend pokonałem 145 kilometrów.

    Wiosną i latem drogi będą na pewno moje! Zima jednak nie nadaje się na dłuższe trasy, chociaż… korci codziennie, żeby odpalić silnik.

    Chciałem całą drogę nagrać kamerką sportową, ale… to coś, co kupiłem nie poradziło sobie ze wysokimi światłami, ruchem i stabilizacją obrazu. Kompletna porażka! Wiem, że cena to nie wszystko, ale kamerka sportowa powinna sobie radzić z nagraniem ruchu, a ta niestety nie podołała. Nie chciałem Was obrażać tak podłym nagraniem, dlatego filmu z trasy nie opublikuje.

    Nie poddam się jednak i pojawi się w naszym ekwipunku jakaś porządna kamera.

    Przypominam, że W drodze będzie się rozwijać szybciej i ciekawiej jak zdobędę patronów. Będę Wam wdzięczny za dołączenie do projektu. Odwdzięczę się fotograficznie docierając do Was motocyklem bez GPS, oczywiście.