Tag: Szepit

  • Sierpniowa wyprawa motocyklowa w Bieszczady

    Sierpniowa wyprawa motocyklowa w Bieszczady

    Tydzień po powrocie z Bike Week Łeba 2022 ruszyliśmy w podróż ponownie. Kolejnym celem była sierpniowa wyprawa motocyklowa w Bieszczady. Trudny, ale przede wszystkim długi powrót znad morza wcale nie odstraszył mnie od kolejnego wyjazdu. Bieszczady to zawsze dobry kierunek na wyprawę.

    Droga w Bieszczady

    Trasę wybraliśmy podobna do tej z wiosny. Z Lublina wyjechaliśmy rano w kierunku Biłgoraja drogą numer 835. Wysoka temperatura pod koniec sierpnia to ostatnio norma, ale ta podczas drogi w Bieszczady to przesada, która została przebita tylko podczas powrotu z tego wyjazdu, ale o tym później.

    Droga 835 na odcinku w województwie lubelskim była prawie ukończona, ale wahadełek nie uniknęliśmy. Niestety na odcinku podkarpackim było znacznie gorzej. Kilka razy musieliśmy się zatrzymywać na światłach, ale to ostatnio nawet wyczekiwane podczas naszych tripów. Kierowaliśmy się w stronę Dynowa, gdzie mieliśmy po raz pierwszy przekroczyć San.

    Po drugiej stronie Sanu

    Przejechaliśmy mostem nad Sanem i wjechaliśmy na jedną z najlepszych tras jakimi jeździłem. Wzdłuż Sanu w kierunku wsi Ulucz i Dobra. Piękna droga z góry, a później aleją miedzy starymi drzewami. Ten widok wrył się w pamięć i ciężko wyobrazić mi sobie teraz inną drogę w Bieszczady.

    Wyjeżdżając z Dobrej w kierunku Mrzygłodu ponownie przejeżdżamy nad Sanem. W Mrzygłodzie skręcamy w lewo i ponownie nad Sanem w stronę Tyrawy Wołoskiej. Tu nawierzchnia jest mieszana, raz jest wyremontowana, żeby przez następne kilka kilometrów znowu wymagała od nas mijania wielkich dziur.

    W Tyrawie Wołoskiej skręcamy w prawo w kierunku… gór Słonnych. Genialnych serpentyn. 4 zakręty w górę i 10 niesamowitych w dół. Zazwyczaj jest tu sporo motocyklistów na ścigaczach, bo można naprawdę nisko zejść na kolano, ale mnie mnóstwo radości sprawiło zwyczajne przejechanie tych zakrętów. Widoki to sprawa drugorzędna.

    Kiedy zjechaliśmy już na dól i dojechaliśmy do wsi Załuż skręciliśmy w lewo w kierunku Leska. Droga na tym odcinku to prawdziwy trip przyodowy. Pierwszy kilometr był remontowany i pełny luźnych kamieni, później droga nie pamiętała remontu i była potwornie dziurawa, a przed samym Leskiem była już tylko kręta. W Lesku krótka przerwa na schłodzenie się i ruszyliśmy w dalszą drogę.

    Za bramą Bieszczad

    Lekko już zmęczeni drogą i upałem przejechaliśmy San po raz kolejny na moście w Huzelach. Jazda po Wielkiej Petli Bieszczadzkiej to zawsze przyjemność. Ruch na trasie nie był zbyt duży, można było w pełni korzystać z uroków tej drogi. problemy z nawierzchnią były dopiero na wyjeździe w Cisnej, bo tu zaczął się remont.

    W Wetlinie zatrzymaliśmy się w naszym ulubionym Starym Siole na obiad. Po obiedzie pojechaliśmy dalej w kierunku Zatwarnicy. W Brzegach Górnych zjechaliśmy z Pętli w kierunku Dwernika. Jazda droga wzdłuż rzeki to jedna z moich ulubionych tras w Bieszczadach, pełna zakrętów i zjazdów. W Dwerniku kolejnym moście na Sanie, skręciliśmy już w kierunku Zatwarnicy. Ostatnie kilometry drogi były już ciężkie, ale bardzo przyjemnie się jechało.

    Beniowa

    Na pierwszy rzut poszła ścieżka do Sianek, a jak się później okazało tylko do Beniowej. Z Zatwarnicy wyruszyliśmy przez Dwernik do Dwerniczka, gdzie wjechaliśmy na krótki moment na Pętlę, gdzie w Stuposianach skręciliśmy do Mucznego. Świetna droga pod górę, a później od Tarnawy Niżnej wzdłuż granicy z Ukrainą aż do Bukowca. W okolicach Tarnawy Wyżnej skończył się asfalt, a droga stała się kamienna. Przy zjeździe z góry znowu straciłem pewność jazdy, bo bałem się upadku.

    Z parkingu w Bukowcu poszliśmy w górę w kierunku Sianek. Bardzo lubię to miejsce, z którego widać zabudowania i tory po stronie ukraińskiej. Kiedy doszliśmy do Beniowej i zatrzymaliśmy się na jedzenie okazało się, że jest za gorąco dla Mrów, a do Sianek jest za daleko, żeby się tam wybrać. tym razem musieliśmy odpuścić.

    W drodze powrotnej wykorzystaliśmy strumień w Beniowej do schłodzenia się. Przy okazji od wschodu przyszła ciemna burzowa chmura, która przeszła co prawda bokiem, ale asfalt był mocno mokry.

    Wracając z wyprawy pojechaliśmy na obiad oczywiście do Wetliny. Powrót do Zatwarnicy o zmierzchu to było wyzwanie, bo jazda po drogach pod drzewami przy zapadającej ciemności do najłatwiejszych nie należy.

    Mała Rawka

    Kolejny cel podczas tego wyjazdu to rewanż na Małej Rawce za poprzednie wyjście w maju 2021. Poprzednio jak tu byliśmy pogoda nas nie rozpieszczała, a ja skręciłem nogę. Tym razem pogoda dopisała, może nawet za bardzo. Skróciliśmy planowany szlak i zeszliśmy do Przełęczy Wyżnej zamiast do Wetliny.

    Podczas powrotu z Małej Rawki Andrzej wybrał się na przeprawę przez bród na Dwerniku, co doprowadziło do awarii „Benka” i unieruchomieniu go na tydzień… musieliśmy po niego za tydzień wrócić…

    Wodospad Szepit

    Ostatniego dnia w Bieszczadach postanowiliśmy się nie ruszać nigdzie daleko, ale przejdziemy z Zatwarnicy dookoła Dwernika, aż do wodospadu Szepit. Był to dzień małych kryzysów. Mrówy nie bardzo współpracowały, upał doskwierał, a szlak był odsłonięty. Całe szczęście druga część wyprawy była przez las i była naprawdę ciekawa. Prawie 13 kilometrów pięknym bieszczadzkim lasem.

    Pętlą do domu

    W drogę powrotną do Lublina wyruszyliśmy niestety już tylko jednym motocyklem. Było bardzo gorąco, a w ubraniu motocyklowym to doznanie było spotęgowane. Jadąc Pętlą bieszczadzką do Leska jechałem w koszuli motocyklowej, ale nie był to dobry wybór, bo upał powodował senność. Z racji tego, że jechaliśmy w sobotę na drodze był dość duży ruch, ale mało motocyklistów, a tych na chopperach prawie w ogóle.

    z Leska do Przeworska

    W Lesku postanowiliśmy się na chwilę zatrzymać. Pierwszy raz od nie pamiętam kiedy wypiłem napój energetyczny. Nie dałbym rady bez tego wrócić do domu. Koszulę schowałem i w dalszą drogę ruszyłem w samej koszulce. Nie pomogło to bardzo na komfot jazdy nadal było niesamowicie gorąco. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek w podobnych warunkach jechał na motocyklu.

    Po minięciu Sanoka, skręciliśmy na drogę 835 w kierunku Lublina na znany szlak.

    Do Domu

    Droga od Przeworska to już całkowicie inny rytm jazdy. Było troszkę chłodniej, a jazda przy zachodzącym słońcu dawała masę przyjemnych doznań. W Biłgoraju na tyle się ochłodziło, że mogłem założyć koszulę i ruszyliśmy w drogę na ostatnie 100 kilometrów.

    Pierwszy raz podczas powrotu z Bieszczad nie zmokłem, ale za to było mi bardzo ciepło. Ostatnie kilometry już po zmroku robiły niesamowite wrażenie.

    Sierpniowa Wyprawa motocyklowa w Bieszczady

    Sierpniowa wyprawa motocyklowa w Bieszczady to w podsumowaniu sześć dni jazdy podczas której przejechałem około 1000 kilometrów. Genialne widoki, świetne drogi i sporo odpoczynku dla głowy. Bardzo lubię takie wyjazdy, gdzie nie trzeba się spieszyć, ani uciekać przed deszczem. Do tego perspektywa powrotu w Bieszczady tydzień później, która nie była kompletnie zaplanowana.